Jak bardzo można nienawidzić jednego człowieka?
Gdy w 2015 r. Donald Trump postanowił zawalczyć o Biały Dom, z dnia na dzień stał się wrogiem publicznym numer jeden. Nazywano go rasistą, ksenofobem, populistą. Stopniowo zaczęto postrzegać go jako przeciwnika demokracji, zagrożenie dla życia na Ziemi, furiata zdolnego do wywołania III Wojny Światowej. Oskarżano go o wspieranie Rosji, współpracowanie z Władimirem Putinem, czy nawet przewidywanie intencji przywódcy Federacji Rosyjskiej. Regularnie porównywano go do Adolfa Hitlera, nawiązując do jego kontrowersyjnego komentarza na temat nielegalnych imigrantów, zarzucając mu promowanie białej supremacji, krytykując jego zapędy dyktatorskie, czy nawet oskarżając go o próbę obalenia rządu w czasie certyfikacji głosów elektorskich. Jego tweetowanie porównywano do tego, jak Mao Tse-Tung omijał media, żeby bezpośrednio przemawiać do swoich zwolenników (artykuł The Diplomat). Gdy przetransportowano go do szpitala Walter Reeds po pierwszej debacie prezydenckiej z obawy o jego zdrowie, porównywano to do ostatnich dni Józefa Stalina (artykuł mrcNewsBusters). Gdy zaś wrócił do Białego Domu cały i zdrowy, pozując do kamer na tle Białego Domu i zdejmując maseczkę w geście triumfu, porównywano go do Mussoliniego (artykuł Western Journal).
Litanii oskarżeń nie ma końca. Donald Trump kłamie, oszukuje, kantuje. Zdradza żonę, wystawia do wiatru swoich zwolenników, odwraca się od swoich sojuszników. Łamie wszelkie normy prezydenckie. Sieje chaos w światowej polityce. Zagraża bezpieczeństwu Europy. Dzieli społeczeństwo. Promuje najgorsze wartości. Szerzy nienawiść.
Codziennie dorzucane jest kolejne kilka kamieni.
W tej antypatii względem Donalda Trumpa kryje się interesujące, niedostrzegane przez wielu zjawisko. Tak się akurat składa, że osoby nienawidzące Trumpa mają duży wpływ na kształtowanie opinii społecznej w kraju i na świecie. Nie jest istotne to, czy te osoby mają rację. Istotne jest to, że one są święcie o tym przekonane. Od 2015 r., dzień po dniu, ta nienawiść ulegała stopniowej intensyfikacji. Przed wyborami w ryzach utrzymywało ją silne poczucie, że naród amerykański na pewno nie wybierze tego hochsztaplera na prezydenta. Rzeczywistość okazała się inna. Te osoby najpierw przeżyły głęboki szok, a potem zaczęły otwarcie marzyć o tym, żeby Trump zniknął z Białego Domu wskutek jakiegoś skandalu. Dobrze pokazuje to poniższe nagranie:
Przez te kilka pierwszych lat słychać było ten sam refren. Szokująca informacja! Punkt zwrotny! To początek końca prezydentury Donalda Trumpa! Ściany zamykają się wokół niego! Wiceprezydent Mike Pence będzie musiał przejąć stanowisko po odchodzącym w niesławie pseudo-prezydencie! Impeachment! To koniec! I tak dalej, i tak dalej.
Czytelnik może powiedzieć, że Donald Trump zasłużył sobie na takie traktowanie. Być może, Trump święty nie jest. Lecz ta nienawiść przekraczała wszelkie granice logiki, rozsądku i przyzwoitości, zwłaszcza w przypadku profesji, dla której obiektywność podobno jest najważniejszą wartością. To skrajnie negatywne nastawienie uwypuklają następujące przykłady:
● Zachęcanie Rosji do włamania hakerskiego
Od wielu lat Trumpowi wypominane jest to, że zachęcał Rosję do ingerencji w wybory prezydenckie. Chodzi mianowicie o wypowiedź w czasie konferencji prasowej z 27 lipca 2016 r., kiedy to Trump żartobliwie namawiał Rosjan do opublikowania 30 tys. e-maili usuniętych przez Hillary Clinton. Oto klip BBC:
(…) że osoba w naszym rządzie, Kathy, usunęłaby lub pozbyłaby się 30 tys. e-maili. To dla mnie stanowi duży problem. Po otrzymaniu wezwania! Otrzymuje wezwanie i usuwa 30 tys. e-maili? Dla mnie jest to duży problem. Jeśli Rosja, Chiny czy jakikolwiek inny kraj ma te e-maile… jeśli mam być z tobą szczery, chciałbym je zobaczyć.
Rosjo, jeśli słuchasz, mam nadzieję, że jesteś w stanie odnaleźć te 30 tys. e-maili, które zaginęły. Sądzę, że nasza prasa zapewne hojnie cię za to wynagrodzi.
A oto pełna, trwająca godzinę konferencja (27 lipca 2016 r., C-SPAN). Użytkownicy gwiazdkami zaznaczyli momenty, w których padają te dwa powyższe cytaty (jeden od 13 minuty, drugi od 36:50) i jeszcze trzeci, odmienny od powyższych (od 51 minuty). Na stronie Factba.se można znaleźć transkrypcję (odnośnik):
Słuchając całej konferencji można wyczuć jego frustrację. Trump jest atakowany za wszystko, natomiast Hillary Clinton zdaje się być nietykalna. A przecież ledwie trzy tygodnie wcześniej (5 lipca) Hillary Clinton została oczyszczona z zarzutów za posiadanie tajnego serwera w swoim domu i za obecność na tym serwerze informacji niejawnych. Dyrektor FBI James Comey w swoim absurdalnym oświadczeniu stwierdził, że co prawda te informacje niejawne tam były, że serwer był wymieniany kilka razy i że ogólnie to było środowisko robocze dla Hillary Clinton i jej pracowników, ale Clinton nie zrobiła tego umyślnie, więc nie ma powodu wszczynać postępowania. Kilka dni wcześniej (22 lipca, artykuł The Washington Post) rozpoczęła się publikacja szokujących e-maili wydobytych z siedziby Partii Demokratów.
Stąd też taka wypowiedź Trumpa. Wielu chciało wiedzieć, co znajdowało się w tych 30 tys. usuniętych e-mailach, ciekawość potęgowana publikacją kolejnych transz e-maili. Zamiast tego skupiono się na tym, że za wyciekiem e-maili z serwerów Partii Demokratów stoi Rosja, żeby przyćmić ich szkodliwość. W pewnym momencie Trump powiedział złośliwie, że skoro Rosja już te e-maile prawdopodobnie wykradła (Comey w oświadczeniu stwierdził, że wrogie siły mogły uzyskać dostęp do skrzynki pocztowej Hillary Clinton), to mogłaby je upublicznić.
W końcu jedyną grupą osób, która nie miała wglądu w te usunięte e-maile jest naród amerykański.
● Charlottesville i „bardzo porządni ludzie”
Amerykańskie media przodowały w wypaczaniu wypowiedzi Donalda Trumpa – najlepszym przykładem jest jego komentarz do wydarzeń w Charlottesville w stanie Virginia.
Rzecz dotyczyła sporu wokół usunięcia pomnika jednego z Konfederatów – generała Roberta E. Lee. W kraju od kilku miesięcy dochodziło do barbarzyńskiego ściągania z cokołów postaci historycznych mających choćby najdrobniejszy związek z czasami niewolnictwa, dlatego emocje wokół pomnika generała były tym bardziej napięte. W dniu protestu doszło do konfrontacji między osobami sprzeciwiającymi się usunięciu pomnika (działacze różnych prawicowych ugrupowań występujących pod szyldem Unite the Right), a osobami popierającymi ten pomysł (działacze Black Lives Matter i Antifa). Po jakimś czasie James Fields, zadeklarowany neonazista, postanowił opuścić obszar protestu. Wkrótce jednak wjechał w tłum protestujących, co doprowadziło do śmierci Heather Heyer.
Media zwęszyły niepowtarzalną okazję.
Dzień po proteście Donald Trump skomentował te wydarzenia. W czasie konferencji prasowej w Trump Tower, jak twierdzą media głównego nurtu i inni jego przeciwnicy, Trump nazwał neonazistów „bardzo porządnymi ludźmi”; stwierdził, że „po obu stronach byli bardzo porządni ludzie”. Te wyjęte z kontekstu urywki po dziś dzień są szerzone na dowód tego, że Trump popiera neonazistów czy białych nacjonalistów. W promowaniu tej zwodniczej interpretacji pomagało przywoływanie przemarszu z pochodniami, jaki miał miejsce dzień przed protestem.
Gdy jednak posłuchać całej konferencji, te urywki nabierają znacznie innego wydźwięku. Problemem Trumpa było to, że chciał precyzyjniej wypowiedzieć się na temat wszystkich uczestników tego zdarzenia. To prawda, że po stronie protestujących Unite the Right byli neonaziści, ale oni stanowili niewielką część tej grupy. Po stronie kontrprotestujących w ogóle nie było ani neonazistów, ani białych nacjonalistów, bo oni przecież byli w opozycji do Unite the Right. Poza tym wśród uczestników byli też okoliczni mieszkańcy, niezwiązani z żadną z tych grup, a mających własne zdanie w tej kontrowersyjnej kwestii.
Prezydent nie krył swojego oburzenia panującą w kraju sytuacją związaną z usuwaniem pomników. Oto dłuższy cytat, od 17 minuty do 20 minuty:
Prasa: Panie prezydencie, czy umieszcza Pan to, co nazywa alternatywną lewicą i białych suprematystów na tej samej płaszczyźnie moralnej?
Donald Trump: Nikogo nie umieszczam na żadnej płaszczyźnie moralnej. Mówię to: mieliśmy grupę po jednej stronie i grupę po drugiej, i oni rzucili się na siebie nawzajem z kijami, i było to brutalne i okropne, straszny widok, ale istnieje druga strona [tej historii].
Była grupa po tej stronie, można ją nazwać lewicą. Przed chwilą nazwaliście ją lewicą, która przyszła brutalnie zaatakować tę drugą grupę. Więc możecie mówić, co chcecie, ale tak właśnie jest.
Prasa: Powiedział Pan, że była nienawiść i przemoc po obu stronach?
DT: Uważam, że jest wina – tak, uważam, że jest wina po obu stronach. Spójrzcie na, spójrzcie na obie strony. Uważam, że jest wina po obu stronach i nie mam co do tego wątpliwości, i wy też nie macie co do tego wątpliwości. I gdybyście informowali o tym precyzyjnie, powiedzielibyście [to].
Prasa: Neonaziści to zaczęli. Pojawili się w Charlottesville.
DT: Przepraszam, oni nie przedstawiali siebie jako neonazistów, i w tej grupie było trochę naprawdę złych osób. Ale były też osoby, które były bardzo porządnymi ludźmi… po obu stronach. Były osoby w tej grupie — przepraszam, przepraszam. Widziałem te same zdjęcia, co wy. Byli ludzie w tej grupie, która była tam protestować usunięcie, dla nich, bardzo, bardzo ważnego pomnika i zmianę imienia parku z Roberta E. Lee na inne imię.
Prasa: Jerzy Waszyngton a Robert E. Lee to nie to samo.
DT: Nie, Jerzy Waszyngton był posiadaczem niewolników. Czy Jerzy Waszyngton posiadał niewolników? Więc teraz Jerzy Waszyngton utraci swój status? Czy będziemy usuwać — przepraszam. Czy będziemy usuwać, czy będziemy usuwać pomniki Jerzego Waszyngtona? A co z Thomasem Jeffersonem? Co myślicie o Thomasie Jeffersonie? Lubicie go? Dobrze, w porządku. Czy będziemy usuwać jego pomnik? On był dużym posiadaczem niewolników. Czy będziemy usuwać jego pomnik?
Wiecie co? Dobrze, zmieniacie historię, zmieniacie kulturę, i były osoby – i nie mówię tutaj o neonazistach czy białych nacjonalistach, bo oni powinni być potępieni zupełnie – ale było wiele osób w tej grupie innych niż neonaziści czy biali nacjonaliści, dobrze?
I prasa potraktowała ich absolutnie nieuczciwie. W tej drugiej grupie również było trochę porządnych ludzi, ale byli też awanturnicy, i przychodzą w czarnych strojach, z hełmami i kijami bejsbolowymi – w tej drugiej grupie również było wiele złych ludzi.
Prasa: Chyba nie zrozumiałem tego, co Pan powiedział. Czy Pan mówił, że prasa traktowała białych nacjonalistów nieuczciwie?
DT: Nie, nie. Były osoby na tym wiecu, i widziałem to, co działo się dzień wcześniej tamtej nocy. Jeśli się przyjrzeć, były osoby protestujące bardzo cicho, usunięcie pomnika Roberta E. Lee. Jestem pewien, że w tej grupie było trochę złych ludzi.
Następnego dnia wyglądali, jakby mieli trochę nieprzyjemnych, złych ludzi, neonazistów, białych nacjonalistów, jakkolwiek byście nie chcieli ich nazywać. Ale było dużo osób w tej grupie, które były tam, żeby niewinnie protestować i bardzo legalnie protestować, bo wiecie, nie wiem czy wiecie, ale mieli pozwolenie.
Ta druga grupa nie miała pozwolenia. Więc powiem wam tylko to: każda historia ma dwie strony. Uważam, że to co zaszło to był straszny moment dla naszego kraju, straszny moment. Ale w tej historii są dwie strony.
Samą konferencję można zobaczyć w całości poniżej. Wspomniane wyżej urywki padają od 18 minuty. Na stronie Factba.se znaleźć można transkrypcję (odnośnik). Warto poświęcić czas na zapoznanie się z całością, tym bardziej, że cała konferencja trwa tylko ok. 25 minut.
Oto jeden z filmów ukazujących to, jak Unite The Right na początku prowadziło protest:
Czego nie powiedzieć o uczestnikach protestu przeciwko usunięciu pomnika, starali się oni przeprowadzić wszystko zgodnie z prawem. To kontrprotestujący nie mieli pozwolenia, szukali zaczepki, a potem próbowali zrzucić winę za wszystko na protestujących. Słynny marsz z pochodniami zorganizowano potajemnie dzień przed protestem, żeby uniknąć przemocy, ale poinformowano o tym policję zawczasu, jeden z uczestników specyficznie postawił sprawę jasno, że bez porozumienia się z policją przemarszu nie będzie (można to zobaczyć na poniższym nagraniu). Mimo to ktoś poinformował kontrprotestujących, członków Antifa i BLM, o planowanym nocnym przemarszu. Awanturnicy zebrali się przy pomniku Thomasa Jeffersona w oczekiwaniu na maszerujących, a potem udawali, że bronią kraju przed białą supremacją.
Lecz tak właśnie media działają. Z agresorów robi się ofiary, a z ofiar – agresorów. Byle tylko osiągnąć cel polityczny. O tym jednak w innym artykule.
● Dwie gałki
W 2017 r. podczas jednego ze spotkań Trump nałożył sobie dwie gałki lodów, a innym dał po jednej. Ot, cała kontrowersja. Nie przeszkodziło to jednak stacji CNN przygotować następującego materiału, porównującego Trumpa do rozwydrzonego dziecka.
Choć porównanie nie jest oryginalne, stało się ono jednym ze sztandarowych wyzwisk. Przeciwnicy prezydenta nazywali go wręcz pomarańczowym bachorem, nawiązując w ten zwięzły sposób do różnych przywar Trump, jak choćby porywczość, niezdolność do kompromisu, pycha, chamstwo, impulsywność i wiele innych. Przy okazji szydzono z jego zamiłowania do solarium.
Stworzono nawet specjalny balon. Można go było zobaczyć w trakcie londyńskiego protestu z okazji wizyty Trumpa w Anglii (artykuł NBCNews).
● Picie wody
Nie tylko osobowość Donalda Trumpa budziła zaniepokojenie – martwiono się także o jego zdrowie. Podejrzewano możliwą obecność problemów neurologicznych, a opierano to podejrzenie m.in. na tym, jak Trump pije wodę. Można to zobaczyć na poniższym urywku z wystąpienia z 18 grudnia 2017 r. w trakcie przemowy dotyczącej bezpieczeństwa narodowego:
Newsweek przygotowało kompilację kilku innych takich sytuacji (dwóch), okraszając to wymownym tytułem „Czemu Trump pije wodę jak dziecko?”:
Kontrowersja polega na tym, że Trump podnosi szklankę wody prawą ręką, a potem pomaga sobie lewą ręką. Interpretacje są różne. Jedni twierdzili, że może prezydent doznał kontuzji i to ukrywa albo może był zmęczony i nie miał siły już podtrzymać szklanki albo może po prostu ma taki sposób ostrożnego picia, ale inni uważali to za oznakę poważnych problemów umysłowych.
W lipcu 2021 r. temat wrócił na tapetę, gdy Trump znowu podniósł szklankę wody oburącz. Joe Biden postanowił zażartować sobie z niego podczas wiecu i zademonstrował picie wody przy użyciu tylko jednej ręki (artykuł Newsweek).
● Schodzenie po rampie
13 czerwca 2020 r. Donald Trump ostrożnie zszedł po rampie. Podczas ceremonii w szkole wojskowej w West Point prezydent najpierw wygłosił przemowę, potem wielokrotnie salutował, a na koniec powolnym krokiem, w towarzystwie wojskowego, dreptał po metalowej rampie.
CNN od razu wyraziło zaniepokojenie podupadającym zdrowiem umysłem prezydenta:
Zaproszeni eksperci niczego nie ustalili, nie mogli niczego stwierdzić definitywnie, ale niemniej jednak chód prezydenta budził ich nieznaczne zmartwienie. Będą mu się dalej przyglądać. Takie pytania trzeba zadawać, nawet w przypadku Joe Bidena, jak twierdził jeden z ekspertów.
Chris Cilliza, redaktor naczelny CNN, wyjaśnił czemu ta historia o rampie ma tak wielkie znaczenie. Otóż skoro Trump czepiał się zdrowia innych, to teraz inni mają prawo się odwzajemnić. Ogólnie nie jest to zły argument, ale trzeba przy tym jeszcze go zastosować do odpowiedniej sytuacji.
Trump odniósł się do tej kontrowersji w typowy dla siebie humorystyczny sposób. Tłumaczył swoje zachowanie tym, że salutował sześćset razy, że z nieba lał się żar, że był tam już wiele godzin, że miał skórzane buty nieodpowiednie do schodzenia po metalowej rampie, a poza tym powiedział:
Nie mogę upaść, generale, gdy przyglądają mi się fałszywe wiadomości.
Wypowiedź oraz inscenizacja schodzenia po rampie miały miejsce w trakcie wiecu w Tulsie w stanie Oklahoma, od 25:20 (20 czerwca 2020 r., C-SPAN, dostępny jest także widok na widownię).
Przy okazji warto przejrzeć pełne nagranie ceremonii z West Point. Czytelnika najbardziej zainteresują fragmenty od 34 minuty (przybycie), od 1:28:00 (salutowanie), od 2:49:00 (zejście po rampie):
● Problemy neurologiczne
Po historii z rampą Trump postanowił poddać się testowi na sprawność kognitywną. Od dłuższego czasu media drwiąco zachęcały go do wzięcia tego testu, więc żeby uciszyć krytyków, Trump wreszcie go wykonał. Jak na Trumpa przystało, oznajmił on uzyskanie wzorowego wyniku, zachwalał swoją błyskotliwość i inteligencję, podkreślał trudność pytań. Media były rozczarowane, jakżeby inaczej, ale dawały temu wyraz poprzez krytykowanie testu oraz pochwał Trumpa na swój temat (np. artykuł CTVNews). Takich artykułów można znaleźć wiele, o niezbyt pochlebnym tonie.
Nie jest szczególną tajemnicą czemu media atakowały Trumpa od tej strony, ale mimo to jej rąbka uchyla pracownik CNN-u. Na ukrytej kamerze słychać Charliego Chestera twierdzącego, że starano się podkręcać spekulacje na temat możliwych problemów neurologicznych Trumpa.
Ta. Znaczy się w przypadku Trumpa robiliśmy to, np. gdy dłoń mu drżała czy coś. Ściągaliśmy wtedy grono ekspertów od medycyny, żeby opowiedzieć historię, która była tylko spekulacją. Że doznał urazu neurologicznego, że tracił kontrolę. Nie nadaje się na urząd, no wiesz, cokolwiek. Tworzyliśmy historię, o której nic nie wiedzieliśmy. To jest — uważam, że to propaganda. Nie mieliśmy wtedy żadnego tematu. Strzelaliśmy na oślep w nadziei, że w coś trafimy.
Chester przyznał także, że CNN odwracało uwagę widzów od problemów Bidena. Starano się minimalizować jego wiek i problemy zdrowotne, kreując go na sprawnego, klawego, młodego staruszka. Kto uważnie śledził poczynania Bidena przez ostatnie kilka lat wie, jak wielkie jest to dla mediów wyzwanie.
● Ostrzeżenie o możliwej trasie huraganu
Media dostały amoku również na widok zmodyfikowanej mapy pogodowej. We wrześniu 2019 r. Trump zaprezentował mapę możliwej trasy huraganu Dorian. Nietrudno dostrzec czarne półkole wskazujące na to, że huragan mógł zahaczyć aż o stan Alabama. Przypuszczano, że autorem tego zaznaczenia jest sam Trump, zważywszy na to, co wcześniej napisał na Twitterze w tej kwestii.
Interpretacje dotyczące tej ręcznej korekty są różne. Może być tak, że Trump nie umiał przyznać się do błędu (nie jest to w jego przypadku nic dziwnego) i próbował do końca obstawać przy swoim. Może być też tak, że rzeczywiście otrzymał na początku taką informację i starał się podzielić z narodem wszystkim, co wie – i teraz próbuje bronić swojego dobrego imienia. Każdy wyciągnie własny wniosek.
Serwis Vox zwrócił uwagę na to, że media zanadto rozdmuchały tę historię. Zamiast machnąć na to ręką i skupić się na innych kontrowersyjnych tematach związanych z prezydentem, CNN poświęciło zastanawiająco dużo czasu na głupią sprzeczkę o to, kto miał rację. Warto zapoznać się z tym ciekawym artykułem.
● Huragan w Portoryko
We wrześniu 2017 r. Carmen Yulin Cruz, burmistrz San Juan, stolicy Portoryko, desperacko zabiegała o wsparcie. Huragan Maria wyrządził poważne szkody, potrzebna była pilna pomoc. Pomoc, której administracja Donalda Trumpa nie chciała udzielić. Jak widać na poniższym nagraniu, burmistrz apelowała o to najwyraźniej mając za plecami palety z pomocą nadesłaną przez administrację Trumpa.
Pani burmistrz sprecyzowała swoją wypowiedź w wywiadzie dla MSNBC. Twierdziła, przytaczając komentarze innych burmistrzów pomniejszych miast, że w magazynach brakuje żywności, wody pitnej, medykamentów. Osoby udające się do centrów dystrybucji agencji FEMA po zaopatrzenie odsyłane są z pustymi rękoma.
Przez kolejne dni pani burmistrz ostro wykorzystywała swoje pięć minut. – Gówno mnie to obchodzi – powiedziała w trakcie rozmowy z dziennikarzem USAToday, zapytana o to, co myśli o tweetach prezydenta na jej temat (artykuł USAToday). Trump skrytykował bowiem panią burmistrz i innych przywódców Portoryko za ich rażącą niekompetencję w przeciwdziałaniu skutkom uderzenia huraganu Maria. Ponadto zwrócił uwagę na nagłą zmianę zachowania pani burmistrz, twierdząc, że Demokraci kazali jej być „wredną” (nasty) w stosunku do prezydenta (artykuł CNN). Pani burmistrz udzieliła wywiadu znanemu krytykowi prezydenta Jorge Ramosowi, występując w koszulce z napisem „wredna”, co można zobaczyć w wyżej wskazanym artykule USAToday.
W 2020 r. nastąpiło w tej sprawie prawdziwe trzęsienie ziemi, w przenośni i dosłownie. Po dużym trzęsieniu ziemi w Portoryko mieszkańcy odkryli magazyny wypełnione po brzegi zaopatrzeniem z 2017 r. (artykuł Daily Mail). Przypuszcza się, że otrzymane zaopatrzenie było ukrywane, żeby uderzyć w kompetencje prezydenta, a także żeby wymusić nadesłanie funduszy, które następnie były sprzeniewierzane przez skorumpowanych burmistrzów.
● Dwa rodzaje memów
W lipcu 2017 r. Donald Trump uraził uczucia CNN. Podbił na Twitterze poniższego mema, gdzie pięściami okłada CNN (to przeróbka występu Trumpa w lidze wrestlingu) i określa tę jeszcze wtedy w miarę popularną stację mianem Fałszywej Stacji Informacyjnej. Z miejsca zarzucono Trumpowi nawoływanie do przemocy wobec mediów (artykuł The Sun). CNN tak wzięło to do siebie, że postanowiło odnaleźć autora tego mema; autor został przekonany do usunięcia swojego konta (artykuł Examiner Enterprise). Internauci oburzyli się na zachowanie CNN i opublikowali dziesiątki tematycznie podobnych przeróbek, co można zobaczyć na poniższym nagraniu:
Poza tym smaczku dodaje fakt, że CNN zapomniało o zdarzeniu sprzed miesiąca. W maju Kathy Griffin, pracownica CNN, pozowała do zdjęcia z zakrwawioną głową Trumpa (artykuł The Sun ze zdjęciem). Nietrudno wyobrazić sobie, jaką to wywołało reakcję. Choć Griffin próbowała publicznie wyrazić skruchę za swój głupi wybryk (patrz poniższe nagranie, zawierające ocenzurowane zdjęcie), jej kariera z dnia na dzień legła w gruzach.
● Rosyjskie prostytutki
Motywem przewodnim prezydentury Donalda Trumpa było to, że ciągle zarzucano mu współpracę z Rosją. Historia stopniowo ewoluowała, począwszy od poszlak takich, jak pochwała Putina (Putin nazwał Trumpa geniuszem, a Trump mu podziękował za ten komplement) czy proszenie Rosji o kradzież e-maili (o czym była mowa wyżej). Później twierdzono, że Trump prowadził interesy w Moskwie (m.in. chciał zbudować hotel, ale ostatecznie nie doszło to do skutku), szerzył propagandę Kremla (o czym menedżer impeachmentu Adam Schiff mówił wielokrotnie w trakcie swoich przydługich wystąpień w Izbie Senatu), realizował plany Putina (więcej zarzutów ze strony Schiffa), a nawet był gotów odwdzięczyć się Putinowi za pomoc w ponownym zwycięstwie wyborczym (Schiff straszył senatorów wizją tego, że Trump może oddać w podzięce Putinowi Alaskę).
Szczególnie interesującym epizodem była tzw. afera pissingowa. 11 stycznia 2017 r., czyli ok. tydzień przed zaprzysiężeniem Donalda Trumpa, serwis Buzzfeed opublikował pełną wersję raportu brytyjskiego agenta Christophera Steele’a, tzw. Steele Dossier (odnośnik do artykułu), a kilka dni później redaktor Ben Smith bronił swojej decyzji w CNN-ie (artykuł Buzzfeed). W tym raporcie zawarta była informacja o tym, że Donald Trump wynajął pokój w pewnym moskiewskim hotelu i kazał prostytutkom na siebie nasikać – i że Putin jest w posiadaniu taśmy, na której zarejestrowano to osobliwe zdarzenie. Historia brzmiała niedorzecznie od samego początku, ale nie przeszkodziło to mediom traktować tego jako prawdę objawioną. Kilka lat później wyszło na jaw, że Igor Danczenko, jedyne pod-źródło Steele’a, tę historię zmyślił na podstawie zasłyszanych plotek (artykuł NYPost). W 2023 r. serwis Buzzfeed zmuszony został zamknąć Buzzfeed News, część firmy odpowiedzialnej za publikowanie bieżących wiadomości. Z tej okazji wyszło na jaw, że przed publikacją raportu Ben Smith najwyraźniej był informowany przez jednego ze swoich pracowników o istnieniu wyraźnych błędów w raporcie (artykuł DCEnquirer).
Poniższy krótki przekrój przygotowany przez niezależnego dziennikarza KanekoaTheGreat ukazuje ekstazę, w jaką popadły media i to, jak trzeba było ze smutkiem przyznać, że to jednak był stek bzdur:
● Picie chloru
Być może najlepszym przykładem jest historia o leczniczym chlorze. 19 marca 2020 r., osiem dni po oficjalnym ogłoszeniu pandemii, Donald Trump wyszedł przed mównicę i przedstawił doniesienia o obiecujących wynikach leczenia z użyciem hydroksychlorochiny. Oto, co powiedział: (fragment od 5:20, odnośnik do C-SPAN):
Choć śpieszymy się opracować szczepionkę, prowadzimy badania nad terapiami antywirusowymi. I o tym tak naprawdę będziemy dzisiaj z wami rozmawiać. Dlatego dzisiaj tu jesteśmy. I to, dla mnie, jest jeszcze ważniejsze. Szczepionka, jak wiemy, wymaga przeprowadzenia długich testów, bo należy się upewnić, że to, co zostanie wprowadzone do czyjegoś organizmu nie wywoła zniszczeń, nie zrobi czegoś złego. Dlatego trzeba długo to testować.
I radzą sobie świetnie ze szczepionkami, ale nadal jest to długi proces. Ale terapie to jest coś, co możemy opracować znacznie szybciej, potencjalnie, i taka forma leczenia będzie w stanie zredukować dotkliwość czy czas trwania objawów – poprawić zdrowie ludzi. Zasadniczo przyglądamy się rzeczom, które poprawią zdrowie czy, w najwcześniejszych etapach, nie będą nawet wiedzieli, że to mieli. I tu, uważam, że będzie sprawdzało się najlepiej.
Potem fragment od 9:10:
Mamy lek zwany chlorochiną – niektórzy dodaliby do tego „hydroksy-”. Hydroksychlorochina. Tak więc chlorochina albo hydroksychlorochina. To powszechnie dostępny lek na malarię. To także lek stosowany do leczenia silnego reumatyzmu. Jeśli ktoś ma dość silny reumatyzm, korzysta z tego w nieco odmiennej formie. Ale jest to znane jako lek na malarię, istnieje od dłuższego czasu i jest bardzo potężny. Najlepsze jest to, że istnieje od dłuższego czasu, dlatego wiemy, że jeśli – jeśli nie pójdzie to zgodnie z planem, to nikogo to nie zabije.
W przypadku zupełnie nowego leku nie wiadomo, co się wydarzy. Trzeba sprawdzić i trzeba – długie testy. Ale ten był stosowany w różnych formach – bardzo potężny lek – w różnych formach. I wykazał bardzo obiecujące – bardzo, bardzo obiecujące pierwsze rezultaty. Będziemy w stanie udostępnić ten lek prawie natychmiast. I w tym zakresie FDA działa naprawdę wspaniale. Przeszli – przeszli przez okres zatwierdzenia; zatwierdzono go. I zrobili to – skrócili okres z wielu, wielu miesięcy do natychmiast. Dlatego będziemy w stanie udostępnić ten lek na receptę czy [z podziałem] na stany.
(Na marginesie, w trakcie tej konferencji prezydent pochlebnie wypowiadał się również o Remdesivirze i o Regeneronie.)
Wkrótce świat obiegła szokująca informacja. Pewien zwolennik Trumpa, kierując się tym, jak z ust prezydenta płynęły pochwały dotyczące tej niesprawdzonej formy leczenia, postanowił domowym sposobem pokonać koronawirusa i wypił płyn do akwarium. Wskutek tej karkołomnej decyzji trafił do szpitala, gdzie też zmarł. Płyn do akwarium wypił dlatego, że zawierał w swoim składzie chlorochinę (hydroksychlorochina jest osłabioną wersją chlorochiny). Mówiąc precyzyjniej, był to fosforan chlorochiny, czyli nawet nie była to ta osławiona substancja (artykuł NBCNews).
Historia wróciła w kwietniu po pewnej specyficznej konferencji. 23 kwietnia 2020 r. po wystąpieniu nt. dezynfekowania powierzchni (w tle widać slajd z napisem „bleach” – wybielacz – w prawym dolnym rogu) prezydent Trump wyszedł przed mównicę i powiedział, co następuje (od 1:39:00):
Zadałem Billowi pytanie, o którym część z was prawdopodobnie myśli, jeśli jesteście wciągnięci w ten świat, które uważam za bardzo interesujące. Więc, załóżmy, że potraktujemy organizm ogromną – czy to światłem ultrafioletowym czy po prostu bardzo potężnym światłem – i chyba wydaje mi się, że mówiłeś, że tego nie sprawdzono, ale zamierzacie to przetestować. A potem powiedziałem, załóżmy, że wprowadzimy to światło do organizmu, co można zrobić albo przez skórę czy w jakiś inny sposób, i chyba powiedziałeś, że to również zamierzacie przetestować. Brzmi to interesująco…
I widzę też środek dezynfekujący, który zabija go w minutę. Jedną minutę. I czy istnieje jakiś sposób, żebyśmy mogli zrobić coś takiego, poprzez zastrzyk w głąb czy prawie takie czyszczenie. Bo widzisz, to dostaje się do płuc i stwarza w płucach ogromny problem. Dlatego interesujące byłoby to sprawdzić. Więc, to, będzie trzeba tutaj skorzystać z pomocy lekarzy. Ale to brzmi – to brzmi dla mnie interesująco. Ale cały ten pomysł ze światłem, to jak zabija go w jedną minutę, to bardzo potężne.
Opinie o tej wypowiedzi są różne, ale czy można ją zinterpretować jako nakaz picia chloru czy wybielacza? Oczywiście, że nie. Nie jest to nic innego, jak zwykłe gdybanie. Mądre, głupie, ale nic poza tym. Warto przejrzeć komentarze do artykułu w serwisie Reason, żeby zobaczyć, jak intensywna rozgorzała dyskusja na temat znaczenia tej banalnej wypowiedzi.
Rzecz jasna, prezydent został za to skrytykowany. Nie dość, że znowu przywołano historię mężczyzny, który wypił płyn do akwarium, to jeszcze miało miejsce kilka przypadków tego, jak ktoś postanowił wypić wybielacz do wyczyszczenia sobie płuc z koronawirusa (artykuł Daily Mail).
Czy Trump z tym głupim pomysłem miał coś wspólnego? Oczywiście, że nie. Co najwyżej można powiedzieć, że jego tłumaczenie się z tej kontrowersyjnej wypowiedzi było nieumiejętne (twierdził, że mówił „sarkastycznie”, ale przecież to było tylko spekulowanie na temat potencjalnych form leczenia). Jak jednak Czytelnik zapewne już się zorientował, fakty przeciwnikom Trumpa nigdy nie stały na przeszkodzie.
Poza tym w historii o płynie do akwarium może istnieć drugie dno. Istnieje podejrzenie, że na ten szalony pomysł wpadła żona ofiary. Przekonała męża do wypicia rozpuszczonego w wodzie medykamentu, sugerując mu, że Trump może mieć rację (mąż Trumpa uwielbiał, ale żona była zagorzałą Demokratką o wieloletniej historii przekazywania darowizn na swoją ulubioną partię). Żona miała też sprawę w sądzie za przemoc domową wobec męża, ponadto próbowała wziąć z nim kilkakrotnie rozwód (artykuł Daily Mail). Całe zdarzenie miało miejsce w zaciszu domowym, więc tylko żona tak naprawdę wie, co się wydarzyło, jaki stosunek mąż miał do tego pomysłu i czy w ogóle wypił tę wodę po dobroci. Poza tym raport toksykologiczny wskazuje na to, że wbrew zapewnieniom żony, która przygotowała tę śmiertelną miksturę, jej mąż przyjął zdecydowanie wyższe stężenie tej substancji niż tylko łyżeczkę (artykuł Townhall).
Historia nigdy nie została wyjaśniona, więc prawdy być może nigdy się nie dowiemy.
Gdyby nawet jednak było tak, jak na samym początku twierdzono, to co Donald Trump miał z tym wszystkim wspólnego? To nie jest jego wina, że ktoś nierozważnie spożył niebezpieczny środek chemiczny, bo pomylił go z istniejącym od dziesiątek lat lekiem.
Bez zagłębienia się w rozległą historię o tłamszeniu hydroksychlorochiny (np. Matthew Crawford na swoim blogu RoundingTheEarth przygotował szereg interesujących artykułów z serii „Hydroxychloroquine wars”), Czytelnik musi teraz rozważyć wiekopomny problem:
Czy osoby nienawidzące Donalda Trumpa podważały skuteczną formę wczesnego leczenia koronawirusa dlatego, że rzeczywiście była szkodliwa? Czy może dlatego, że naprawdę działała i szybko położyłaby kres pandemii – i w rezultacie pomogłoby to Trumpowi w jego kampanii prezydenckiej?
Nic więc dziwnego, że nikt teraz nie porusza tematu pandemii koronawirusa. Odpowiedź niosłaby za sobą poważne konsekwencje.
Komentarz AmerykaForum
Czytelnik może odnieść wrażenie, że ten artykuł stanowi obronę Donalda Trumpa. Częściowo tak jest, ale wynika to raczej z tego, że w niektórych sytuacjach starano się na siłę wywołać skandal tam, gdzie go nie ma. Celem artykułu było przede wszystkim pokazanie przykładów, i nie jest to wcale lista wyczerpująca temat, specyficznego wrogiego nastawienia wobec Trumpa. 15 maja 2023 r. były przewodniczący kongresowej komisji ds. wywiadu Devin Nunes wystąpił w programie „Chris Salced Show” w stacji Newsmax, komentując opublikowany tego samego dnia raport Johna Durhama. Nunes nie krył swojego oburzenia, oskarżając Departament Sprawiedliwości i FBI o wieloletnie „zatruwanie” nienawiścią umysłów milionów osób w całym kraju.
(W wielkim skrócie: specprokurator John Durham miał za zadanie sprawdzić, na jakiej podstawie wszczęto w 2016 r. śledztwo Crossfire Hurricane. Chodzi o śledztwo wykorzystywane do wieloletniego oskarżania Donalda Trumpa o powiązania z Rosją. Okazuje się, że było ono oparte o pogłoski i domysły niezweryfikowane przed wszczęciem śledztwa i niemożliwe do zweryfikowania po jego wszczęciu – bo były wyczarowane z powietrza. Co więcej, wspomniany wcześniej Steele Dossier, który stanowił istotny fundament Crossfire Hurricane, posłużył do uzyskania sądowego pozwolenia na pełne i szeroko zakrojone inwigilowanie osób w otoczeniu kandydata Donalda Trumpa. Czołowi uczestnicy tej intrygi doskonale o tym wszystkim wiedzieli, ale nie przeszkadzało im to wcale oczerniać Trumpa przez wiele lat i obracać przeciwko niemu społeczeństwo.)
Oto wypowiedź Nunesa:
Raport Durhama powinien wystraszyć każdego Amerykanina do żywego, bo pomyśl o tym w ten sposób – od tamtego okresu czasu jest tylko coraz gorzej. Mówimy o latach 2016, 2017 i 2018. To zmieniło bieg historii ludzkości. To zmieniło bieg naszych wyborów. Pamiętaj, że musieliśmy rok w rok słuchać tych bredni o tym, że Trump i Republikaninie mieli coś do czynienia z Rosją. Chris, po dziś dzień masz szaleńców, którzy to codziennie powtarzają. Departamencie Sprawiedliwości, FBI – moje gratulacje! Wy dranie! Skutecznie zatruliście umysły milionów Amerykanów, jednocześnie połowa Ameryki – w tym i ja – nie ufamy niczemu, co Departament Sprawiedliwości i FBI mają do powiedzenia. To właśnie osiągnęli.
Dodać należy, że zatruto nie tylko umysły Amerykanów, ale także dziesiątek milionów osób poza Stanami Zjednoczonymi, w tym wielu osób działających w sferze publicznej. Można to dostrzec bez trudu w momencie, gdy dyskusja w tym czy innym programie schodzi na temat Donalda Trumpa.
Aby pokazać bardzo specyficzny tego przykład, wróćmy na chwilę jeszcze do historii z chlorem – tym razem w kontekście polskim. Hydroksychlorochina, chlorochina i chlor – te wszystkie słowa mieszają się ze sobą tak, że cała ta pseudo-afera brzmi po Polsku jeszcze gorzej niż po Angielsku. Dochodzi do tego jeszcze ogromna antypatia względem Trumpa (często zwanego przyjacielem Jarosława), zniechęcająca jego przeciwników do weryfikowania jakichkolwiek negatywnych historii na jego temat. Interesujący wyraz tej antypatii miał miejsce w trakcie wywiadu z Radosławem Sikorskim w Faktach po Faktach 28 marca 2021 r. (artykuł TVN24). Poza mimiką twarzy wyraźnie wskazującą na to, jaki ma stosunek do wszystkiego powiązanego z Donaldem Trumpem czy też z Joe Bidenem, Sikorski powiedział rzecz następującą (w artykule są dwa klipy, a rzeczona wypowiedź pada w pełnym nagraniu od 9:40, dostępnym za drobną opłatą):
Radosław Sikorski: (…) Więc to, że ustawiliśmy się w roli trumpistów europejskich – teraz płacimy za to cenę.
Piotr Kraśko: To teraz jeszcze pytanie o samą Amerykę. Czy widząc Amerykę z bliska Pan ma takie poczucie, że po tym szturmie na Kapitol z 6 stycznia – ta przepaść pomiędzy Amerykanami staje się mniejsza, czy to dalej jest dramatyczny okres w historii tego kraju?
RS: W Kongresie, niestety, klincz jest jak był. Natomiast mamy wreszcie administrację, która opiera swoją politykę na faktach i na nauce, a nie na jakiś szarlatanistycznych koncepcjach. Przecież Trump robił to, co PiS, tzn. najpierw wirusa lekceważył, potem za mało testował, potem okłamywał, zmyślał jakieś bzdury o tym, że wybielacz może być skuteczny, i zajmował się polityką, a nie walką z pandemią. Przyszedł Biden, 100 milionów Amerykanów już zaszczepił, kolejnym celem jest 200 milionów i kolejnym celem jest kreowanie faktów, tzn. odbudowa infrastruktury amerykańskiej. Już uchwalono największy program pomocowy w historii tego kraju. W ciągu paru dni wszyscy, czy prawie wszyscy dorośli Amerykanie dostali na konta po 1400 dolarów. No i infrastruktura wymaga naprawy, czyli coś, czego Trump obiecywał, a czego nie robił.
PK: A czy Pan myśli, że po zaszczepieniu tych 100 milionów Amerykanów kraj już zaczyna spokojnie oddychać i wróci do…?
RS: Tak, zdecydowanie. To już widać. Ludzie spotykają się w restauracjach na przykład, i przejeżdżając widać olbrzymie centra szczepień. To są – nie tak, jak u nas – tylko to są parkingi przed centrami handlowymi, gdzie ludziom się wbija strzykawkę podczas gdy siedzą w samochodzie.
PK: Ja tylko dodam, że Pan jest Waszyngtonie. To miałem na myśli mówiąc, że widzi Pan Amerykę z bliska.
Czemu ten wywiad ma tak duże znaczenie? Proszę zwrócić uwagę, że Sikorski w jednej krótkiej wypowiedzi przeinaczył szereg faktów tak, żeby wszystko zaprezentować na niekorzyść Donalda Trumpa i na korzyść Joe Bidena. Redaktor prowadzący w ogóle go nie poprawia. Kto opracował szczepionki? Kto przygotował plan dystrybucji szczepionek? Kto wpadł na pomysł udzielenia Amerykanom pomocy finansowej w trakcie pandemii? Kto tę pomoc finansową blokował? Kto jeszcze wirusa lekceważył jeszcze w styczniu i lutym 2020 r.? I kto wymyślił historię o wybielaczu? Nie mówiąc już o protestach Black Lives Matter, trwających przez pół roku, kiedy to nikt wirusem się nie przejmował, bo trzeba było pokonać rasizm.
Zamiast jednak potraktować sprawę uczciwie, Sikorski wszystko spłyca. Przecież Joe Biden, jego baśniowy bohater, wybawił świat z opresji, jaką stanowiły rządy pomarańczowej kukiełki Władimira Putina. I teraz nowy prezydent czyni świat lepszym, piękniejszym, szczęśliwszym i bogatszym, jednocześnie broniąc Zachód przed rosyjskim tyranem.
To nie jest złośliwe porównanie. Czytelnik z czasem zacznie dostrzegać, że wiele osób przewijających się w różnych mediach cechuje się bajkowym myśleniem. Najbardziej jest to widoczne właśnie w momencie, gdy omawia się problemy Donalda Trumpa, którego postrzegają jako diabła wcielonego rodem ze starodawnej opowieści o odwiecznej walce dobra ze złem.
Zupełne oderwanie od rzeczywistości.
Inny przykład miał miejsce w dniu pierwszego aresztowania Trumpa. 31 marca 2023 r. w programie Tak Jest! Andrzeja Morozowskiego miała miejsce interesująca dyskusja na temat tego, co może Trumpowi grozić. Rozmowa w pierwszej chwili jest nawet rzeczowa, ale stopniowo wychodzi nastawienie zaproszonych osób do Trumpa. Pod koniec padają następujące słowa (materiał również dostępny za drobną opłatą):
Małgorzata Zawadka: Moim zdaniem to była granda przez lata, że osoba o której wiemy, że popełniała różne przestępstwa, grzeszki, nie była postawiona właśnie przed sądem. I myślę, że ten krok, jakkolwiek ryzykowny, ale zaczyna ten proces, którego wiele polityków właśnie bało zacząć. Nie wiemy do czego on doprowadzi, bo on rzeczywiście może być na korzyść prezydenta Trumpa.
Jerzy Fogelman: I co będzie, jak on wygra przez to?
Andrzej Morozowski: Cały świat się będzie wtedy męczył, nie tylko Stany.
MZ: Świat się męczy już od 2016 r.
JF: I ci, co na niego głosują, będą zadowoleni.
Polska coraz bardziej wikła się w konflikt, którego nie ma szans wygrać.
Setki tysięcy osób po obu stronach posłane zostały na pewną śmierć.
Rośnie zagrożenie bezpośredniego ataku na Polskę.
Inflacja wynikająca m.in. z rosnących cen energii wskutek bezsensownych sankcji dewastuje coraz więcej firm. Wręcz mówi się o postępującym odprzemysławianiu Europy.
Sojusz BRICS rośnie w siłę, otwarcie zapowiadając odcięcie się od amerykańskiego dolara.
Świat rozpada się na naszych oczach. Polska jest w epicentrum tej postępującej geopolitycznej katastrofy. I wszystko pod czujnym okiem gwaranta bezpieczeństwa Polski – Joe Bidena, który miał podobno stanowić powrót do normalności w światowej polityce.
Ale na szczęście Trump nie jest obecnie u władzy. Wtedy dopiero byłoby źle!