W dniu 6 stycznia 2021 r. narodziła się mitologia o insurekcji. Czy osoby zgromadzone na terenie Kapitolu były przeciwne przypieczętowaniu zwycięstwa Joe Bidena? Oczywiście. Lecz tak bardzo skupiono się na tym pojedynczym aspekcie, że zupełnie nie dostrzeżono – a może wręcz celowo zignorowano – ogromne niezadowolenie społeczne jakie nawarstwiło się na przestrzeni ponad 10 miesięcy prowadzących do tego historycznego dnia. Podczas protestu wiele osób zarówno obecnych na miejscu zdarzenia, jak i obserwujących kolejne doniesienia przez różnego rodzaju media było przekonanych, że wreszcie przelała się czara goryczy. Wreszcie Kongres, ostentacyjnie plujący na niedolę przeciętnych obywateli, doświadczyłby ułamka tej krzywdy, jaką regularnie, dzień w dzień, wyrządzał narodowi.
Lecz oprawcy nikczemnie wykorzystali tę uzasadnioną złość, żeby uczynić z siebie największe ofiary.
Sformułowanie „mitologia o insurekcji” zapewne brzmi absurdalnie. Przecież każdy widział, co tego dnia miało miejsce, ktoś powie. To był brutalny atak na świątynię demokracji w czasie formalnej ceremonii certyfikowania uczciwie wybranego prezydenta, atak dokonany przez tłuszczę podjudzoną przez Donalda Trumpa szerzącego kłamstwo o skradzionych wyborach wśród swoich zapatrzonych ślepo w niego kultystów. Nietrudno przywołać sobie sceny przemocy, tym bardziej, że są przy każdej nadarzającej się okazji odtwarzane do znudzenia.
To zdarzenie było jednak zdecydowanie bardziej złożone niż mogło się to na pierwszy rzut oka wydawać. Przede wszystkim należy sobie zadać pytanie, czemu uczestnicy protestu w ogóle postanowili dokonać szturmu na Kapitol. Poniższe cztery punkty powinny zmusić Czytelnika do zastanowienia:
1. Skoro protestującym zależało na poruszeniu kwestii uczciwości wyborów, czemu zaburzyliby trwającą w owym czasie debatę na temat problemów dotyczących stanu Arizona? Co więcej, byłaby to dopiero pierwsza z kilku debat; kolejne dotyczyłyby stanów Georgia, Michigan, Pensylwania i Wisconsin. Wystarczy posłuchać (czy chociaż prześledzić transkrypcję) wypowiedzi Republikanów, żeby zobaczyć, że proces na razie przebiegał po myśli protestujących i po myśli Donalda Trumpa.
Przywołać można argument o alternatywnych elektorach. To prawda, przedstawienie alternatywnych zestawów elektorów stanowiło istotny element strategii Trumpa, promowanej przez jego prawnika Johna Eastmana. Strategii krytykowanej wielokrotnie, w tym w raporcie komisji badającej okoliczności protestu z 6 stycznia, za jej rażącą niezgodność z prawem. Co więcej, Trump namawiał wiceprezydenta Pence’a do stanięcia na wysokości zadania, czyli najprawdopodobniej do policzenia głosów alternatywnych. Pence nie miał zamiaru tego zrobić.
Trump nie stawiał jednak wszystkiego tylko na tę jedną, niepewną kartę. Należy pamiętać, że Trump zagrzewał do działania nie tylko Pence’a, ale również polityków. Gdyby choćby w przypadku jednego stanu w drodze głosowania podjęto decyzję o odroczeniu certyfikacji w celu wyjaśnienia przedstawionych wątpliwości, byłby to nieprawdopodobny sukces. Nie bez powodu tyle uwagi poświęca się na wypominanie alternatywnych głosów elektorów, a prawie zupełnie pomija się możliwy wpływ tych debat na ostateczny wynik wyborów.
2. Czemu wszyscy z wiceprezydentem Pencem na czele powtarzają, że ta ceremonia była czystą formalnością, skoro podjęto wspomnianą debatę? Przecież Pence w swoim oświadczeniu opublikowanym tuż przed wydarzeniami tego dnia – oświadczeniu odebranym dość negatywnie przez zwolenników Trumpa – sam stwierdził, że istnieje możliwość przeprowadzenia tych debat.
3. Jak niby Donald Trump swoimi słowami wypowiedzianymi podczas wiecu podjudził tłum do ataku, skoro atak zaczął się kilkanaście minut zanim skończył przemawiać? Co więcej, czemu te słowa miałyby podjudzić protestujących do ataku w momencie, gdy politycy zgromadzeni na Kapitolu jak na razie zdawali się robić to, na czym protestującym ogólnie zależało?
4. Czy zachowanie protestujących rzeczywiście było motywowane tylko tym, że Trump nieustannie mówił o kradzieży wyborów? Jakoś nikt nigdy nie pyta, czy to politycy nie podjudzili tłumu swoim zachowaniem na przestrzeni minionych dziesięciu miesięcy.
Pochylmy się chwilę nad tym ostatnim pytaniem.
Choć wielokrotnie podkreślano to, że Trump jest nieobliczalny i nikt nie mógł spodziewać się tego ataku, jest to zwyczajna bzdura. Trumpowi otwarcie zależało na odwróceniu wyniku wyborów, o czym dawał do zrozumienia każdego dnia. Organizował wiece (np. 5 grudnia w stanie Georgia), organizował przemarsze (np. Million MAGA March, który miał miejsce w Waszyngtonie D.C.– raz 15 listopada, a drugi raz 12 grudnia), a nawet wygłosił 2 grudnia specjalne oświadczenie, dając wyraźnie do zrozumienia, że wcale nie ma zamiaru odpuścić w tym temacie. 2 stycznia 2021 r., na kilka dni przed protestem, zadzwonił do Sekretarza stanu Georgia Brada Raffenspergera, naciskając na niego w iście mafijnym stylu (tak to w każdym razie określały media), żeby „znalazł głosy”.
Należy przy tym pamiętać, że rok 2020 upłynął pod znakiem nadzwyczaj pokojowych protestów. Poniższe zdjęcie może wyglądać jak pole bitwy po nalocie bombowym (źródło: MPRNews). Tak naprawdę było to pobojowisko w mieście Minneapolis po pierwszym dniu pokojowych protestów rozgorzałych wskutek śmierci George’a Floyda.
Pokojowi protestujący wyrobili sobie specyficzną reputację, co widać na poniższej kompilacji scen pokazanej w programie Tuckera Carlsona z 2 czerwca 2020 roku.
Niesławą okryło się nawet poniższe zdjęcie z protestu w mieście Kenosha. Zdjęcie, jak widać z transmisji, jest autentyczne.
Zwłaszcza w Waszyngtonie D.C. miał miejsce nadzwyczajny przejaw pacyfizmu. Protestujący tak miłościwie ścierali się z kordonem policji otaczającym Biały Dom, że Secret Service podjęło decyzję o przeniesieniu prezydenta do bunkra. Na nagraniach widać intensywne zamieszki (patrz artykuł Fox News).
Nie powinno być więc zaskoczeniem, że Donald Trump, mając świeżo w pamięci te wszystkie protesty, sam zabiegał o zapewnienie odpowiedniej ochrony na Kapitolu. W mało znanym raporcie z 16 listopada 2021 r. przygotowanym przez Departament Obrony opisano działania Departamentu Obrony w zakresie zapewnienia odpowiedniej ochrony miasta i budynków rządowych w Waszyngtonie D.C. w kontekście protestu z 6 stycznia 2021 r. Christopher C. Miller, który pełnił wtedy obowiązki Sekretarza obrony Stanów Zjednoczonych, mówił Trumpowi, że wszystko jest pod kontrolą (strona 31, zdarzenie z 3 stycznia). Dzień przed protestem (strona 41) Trump zadzwonił do Millera, zwracając mu uwagę na rozmiar tłumów zgromadzonych w mieście i instruując go, żeby podjął stosowne środki w celu zapewnienia ochrony Amerykanów. Miller nie chciał jednak angażować wojska czy gwardii narodowej, żeby nie stwarzać kryzysu konstytucyjnego. Martwił się też tym, jakby to wyglądało, gdyby w dniu certyfikacji głosów elektorów przed Kapitolem stało wojsko. Należy przy tym zaznaczyć, że przez dwa tygodnie napływały informacje o ataku na Kapitol planowanym przez bojówki ekstremistyczne, w tym Proud Boys i Oath Keepers, które postrzegały 6 stycznia jako „ostatnią szansę”. Serwis Just the News szerzej opisał ustalenia inspektora w swoim artykule z 26 lipca 2022 r., który naprawdę warto przeczytać.
Tym dziwniejsze jest to, że w dniu protestu na Kapitolu nie panowała wzmożona czujność. Choć tego dnia sklepy, wiedzione wielomiesięcznym doświadczeniem, ponownie zabiły okna dechami; choć dzień wcześniej również miały miejsce protesty zorganizowane m.in. przez Donalda Trumpa (artykuł NBCWashington zawiera wiele zdjęć); i choć otwarcie nawoływano o utrzymanie wzmożonej czujności w obliczu możliwych demonstracji motywowanej desperacką próbą odwrócenia wyniku wyborów (artykuł Associated Press) – to najwięksi wrogowie Trumpa uznali, pomimo wszelkich sygnałów sugerujących inaczej, że Trump na pewno nie zrobi niczego głupiego czy szalonego. (Nawet jeśli rzeczywiście tak myśleli, to nie można było przecież zignorować prawdopodobieństwa wystąpienia konfrontacji między różnymi grupami protestujących, a tych grup było kilka tego dnia.)
Ochrona Kapitolu była zadziwiająco uboga. Demokrata James Clyburn zwrócił uwagę na zastanawiająco niską liczebność policji na Kapitolu w momencie, gdy przybył tego dnia do budynku. Nawet Adam Kinzinger, jeden z dwóch Republikanów zasiadających w komisji oskarżającej Trumpa o atak na Kapitol, sam tego dnia przybył uzbrojony, bo obawiał się wystąpienia zamieszek. Poniższe zdjęcie pokazuje miejsce, gdzie trochę ponad godzinę później dojdzie do pierwszego starcia z policją (zdjęcie z nagrania upublicznionego w trakcie rozprawy Proud Boys).
Należy przy tym wspomnieć o ciekawym kontraście. Gdy na przestrzeni 2020 roku płonęły kolejne miasta, politycy niespecjalnie się tym przejmowali. Za to gdy oni poczuli się zagrożeni, od razu ściągnęli posiłki, postawili płot i wystawili podatnikom rachunek opiewający na kilkaset milionów dolarów.
Piękna ta demokracja.
Im bardziej człowiek zagłębia się w szczegóły dotyczące wydarzeń tego dnia, tym więcej nasuwa się niewygodnych pytań. Nie bez powodu rzekomo poszkodowani politycy kładą tak wielki nacisk na przekaz emocjonalny – modlitwy, filmy dokumentalne, ceremonie, odznaczenia, a nawet regularne podsycanie emocji sformułowaniem „brutalna insurekcja” (violent insurrection).
Nie chcą, żeby ludzie zorientowali się, co naprawdę zaszło tego dnia.
Mając na uwadze powyższy kontekst, jednym z niewyjaśnionych aspektów protestu był stopień zaangażowania służb federalnych. Termin „fedsurekcja” sugeruje, że protest nie tyle wymknął się spod kontroli, co starano się zmaksymalizować prawdopodobieństwo wystąpienia zamieszek. W jakim zakresie i do jakiego stopnia miało to miejsce – nie wiadomo. Niemniej jednak na przestrzeni dwóch ostatnich lat ustalono mnóstwo szczegółów stawiających pod znakiem zapytania wiele elementów oficjalnej wersji wydarzeń. Następująca skrócona lista (w wielu przypadkach zasługująca na szersze omówienie w odrębnych artykułach) powinna dać pewne wyobrażenie tego, jak wiele jeszcze panuje niejasności wokół prawdziwego przebiegu wydarzeń tego pamiętnego dnia:
● Ray Epps: Spośród wielu budzących podejrzenia osób, największą niesławą okrył się Ray Epps. Dzień wcześniej namawiał zgromadzonych do pójścia na Kapitol, a w dniu protestu kierował ludzi w stronę Kapitolu, „gdzie znajdują się nasze problemy”. Epps zdawał się odgrywać aktywną rolę w wydarzeniach tego dnia, co widać na poniższej kompilacji, ale zamiast uczynić z niego twarz insurekcji i przyskrzynić go za podjudzanie tłumu do szturmu na Kapitol, Epps po dziś dzień jest traktowany jak poszkodowany. (Raheem Kassam odniósł się do transkrypcji z przesłuchania Eppsa. Naprawdę warto się z nią zapoznać, żeby zobaczyć, jak bardzo na rękę idzie mu komisja badająca okoliczności ataku na Kapitol.)
● Infiltracja: 29 września 2020 r. w czasie pierwszej debaty prezydenckiej Donald Trump nakazał członkom bojówki Proud Boys „spocznąć i czekać na sygnał” (zwrot „stand back and stand by” można zinterpretować na wiele sposobów). Reakcja w mediach była żywiołowa, jeśli przejrzeć artykuły z tego okresu.
Warto w tym momencie przywołać przypadek Jeremy’ego Browna, członka Oath Keepers. W grudniu 2020 r. jego dom odwiedziło dwóch agentów federalnych, którzy próbowali nakłonić go do pracy w charakterze informatora. Brown nie dość, że odmówił, to jeszcze nagrał obie te próby, raz na kamerze monitoringowej, a drugi raz na ukrytym dyktafonie. Brown twierdził, że podobne próby były czynione wobec wielu innych osób w jego kręgu.
Można by pomyśleć, że FBI poważnie zareagowało na słowa Trumpa. Aby zniwelować wszelkie zagrożenie związane z możliwym atakiem ekstremistycznych bojówek pro-Trumpowych, FBI postanowiło je zinfiltrować. Pozory jednak mylą. FBI zdawało się od dłuższego czasu mieć swoje wtyki w wielu różnych grupach, m.in.:
> Proud Boys – co najmniej ośmiu informatorów, a w trakcie toczącej się rozprawy odkrywani są kolejni informatorzy;
> Oath Keepers – informatorem był wiceprezes, który dziwnym zbiegiem okoliczności źle się poczuł w drodze na rozprawę;
> Three Percenters – grupa najwyraźniej stworzona przez FBI (zwraca na to uwagę Christina Urso);
> czy też Atomwaffen – grupa przejęta przez satanistę-pedofila na utrzymaniu FBI, która nie miała bezpośredniego udziału w wydarzeniach z 6 stycznia, ale wymieniana jest, żeby podkreślić, jak bardzo proaktywne FBI jest w swoich działaniach.
● Bomba: Mniej więcej w tym samym momencie, co przewrócono pierwsze barierki, niespodziewanie odkryto dwie bomby. Te domowej roboty bomby podłożono pod siedzibą Partii Demokratów i siedzibą Partii Republikanów, co skłoniło i tak już zubożone siły obecne na Kapitolu do ruszenia z odsieczą, tym samym jeszcze bardziej osłabiając ochronę Kapitolu.
W tej historii istnieje szereg budzących wątpliwości detali. Po dwóch latach tożsamość zamachowca nadal nie została ustalona, choć Waszyngton D.C. jest jednym z najściślej monitorowanych miejsc w kraju. Nieznana jest płeć, rasa, wiek. Wiadomo tylko, że zamachowiec miał na sobie bluzę z kapturem i krzykliwe buty marki Nike. Interesujące jest to, że scenę podłożenia bomby uchwycono z dwóch kamer, ale zamiast ułatwić dociekliwym odnalezienie zamachowca, FBI opublikowało tylko specyficzne fragmenty tego materiału.
Historia z odkryciem bomby przy siedzibie Partii Demokratów również zdawała się być niewiarygodna. Bomba rzucała się w oczy, bo jej srebrzysta, metaliczna budowa kontrastowała z ciemno-zielono-brunatnym otoczeniem. Umieszczono ją w wyeksponowanym miejscu w pobliżu tylnego wyjścia z budynku. Podłożono ją dzień wcześniej, późnym wieczorem. Co najważniejsze, teren wokół budynku został przeczesany przez Secret Service, bo w dniu certyfikacji w budynku była Kamala Harris (szczegół, który Harris nieopatrznie wyjawiła rok później w swojej przemowie z okazji pierwszej rocznicy ataku na Kapitol). O tę bombę można było się potknąć, a jakimś cudem odkryto ją dopiero wtedy, gdy zaczął się protest. (Poniższe zdjęcie zaczerpnięto ze wskazanego reportażu Revolver.news, który zawiera znacznie więcej szczegółów na ten temat.)
● Rozprawa Proud Boys: Tocząca się rozprawa wobec członków grupy Proud Boys jest źródłem wielu szokujących zwrotów akcji. Najwyraźniej podłożono dokument „1776 Returns” zawierający plan ataku na Kapitol. FBI usunęło setki dowodów rzeczowych. FBI otwarcie przyznało się do inwigilowania poufnej rozmowy między prawnikiem a klientem. Wyszło nawet na jaw, że FBI od kilku miesięcy miało swojego informatora w zespole obrońców Proud Boys. Julie Kelly opisała te aspekty w swoim artykule z 23 marca 2023 r. i w artykułach powiązanych.
● Porwanie Gretchen Whitmer: W październiku 2020 r. świat obiegła wieść, że FBI udaremniło próbę porwania. Gubernator stanu Michigan Gretchen Whitmer wyszła przed mównicę, dziękując dzielnym agentom służb federalnych za wyratowanie jej z opresji. Ekstremistyczna bojówka pro-Trumpowa Three Percenters planowała porwać biedną panią gubernator z jej domku letniskowego, wywieźć ją w nieznane bliżej miejsce i dokonać na niej osądu za zdradę państwa.
Problem z tą historią jest taki, że została ona wyczarowana z powietrza.
Sama tylko próba porwania była mocno przereklamowana. W furgonetce, którą miano porwać panią gubernator było pięć osób. Trzy z nich to osoby pracujące dla służb federalnych, a pozostałe dwie osoby siedziały z tyłu przekonane, że jadą odbyć specjalny treningu polowy.
W trakcie kolejnych rozpraw okazało się, że FBI od początku do końca dokładało wszelkich starań, żeby podpuścić przypadkowe osoby do czynów zabronionych. Oferowali szkolenia z użycia broni (jeszcze płacili za branie w nich udziału, co w czasach pandemii było szczególnie atrakcyjną propozycją), sugerowali posunięcie się do bardziej radykalnych działań (nikt jednak nie chciał się na to zgodzić), nawet podkładali materiały wybuchowe, żeby móc później powiedzieć w trakcie rozprawy, że oskarżeni posługiwali się materiałami wybuchowymi. Co więcej, osoby zaaresztowane spotkały się tylko dlatego, że FBI zgromadziło je w jednym miejscu. Szczegółów w tej sprawie jest całe zatrzęsienie, dlatego Czytelnik zainteresowany tematem powinien wysłuchać wywiadu The Conservative Daily z 10 lutego 2023 r. z niezależną dziennikarką Christiną Urso, która śledziła przebieg całej rozprawy i kontaktowała się osobiście z oskarżonymi.
Laury za udaremnienie próby porwania pani gubernator zebrał szef oddziału FBI w tym stanie – Steven D’Antuono. W zamian za tak wielki sukces Dyrektor FBI Christopher Wray mianował go na zastępcę szefa biura w Waszyngtonie D.C. D’Antuono apelował o pomoc w odnalezieniu zamachowca, który podłożył bombę pod budynkiem Partii Demokratów.
Czy to wszystko oznacza, że służby federalne – tudzież inne siły policyjne – przyłożyły rękę do rozniecenia protestu na Kapitolu? Nie ma na to twardych dowodów. Trudno jednak nie podejrzewać, że coś jest na rzeczy. Zwłaszcza ostatnie doniesienia dotyczące informatorów obecnych w bojówce Proud Boys skłaniają do przypuszczeń, że 6 stycznia mogła mieć miejsce bardziej rozbudowana wersja rzekomego porwania gubernator Gretchen Whitmer. (W obu przypadkach jest więcej informatorów niż samych członków tej grupy.)
Wszelkie oznaki zdają się coraz bardziej wskazywać na to, że naród amerykański – a także świat – był świadkiem nie insurekcji, nie chaotycznego protestu, ale zuchwałej akcji rozegranej koncertowo przez tych, którym zależało na uciszeniu debaty o problemach z przebiegiem wyborów prezydenckich.
Jeszcze by się okazało, że Joe Biden rzeczywiście nie został wybrany uczciwie.