Od ponad miesiąca w Polsce w świadomości społecznej przewija się afera chanukowa. Jej autorem – reżyserem-strażakiem – jest znany z kontrowersyjnego zachowania poseł Grzegorz Braun, który tym razem w kilkanaście sekund uczynił z gaśnicy przeciwpożarowej symbol o znaczeniu międzynarodowym. Tego samego dnia do prokuratury wpłynął wniosek o uchylenie immunitetu posłowi Braunowi, umożliwiając jej rozliczenie oskarżonego zarówno za rzeczony incydent, jak i za przeszłe. (artykuł Onet.pl)
Prawdopodobieństwo tego, że wszystko potoczy się po myśli prokuratury jest wysokie. Czy jednak będzie to tak wielkie zwycięstwo, o jakim marzą przeciwnicy posła Brauna i Konfederacji? Czy poseł Braun rzeczywiście zaszkodził Konfederacji, tudzież ośmieszył Polskę na arenie międzynarodowej? Czy oburzenie zachowaniem posła Brauna jest uzasadnione?
Czy może raczej jest tak, że to zdarzenie dało nietuzinkowy wgląd w rzeczywisty obraz sceny politycznej w Polsce?
Ostry cień mgły
12 grudnia 2023 r. w budynku polskiego parlamentu miało miejsce szokujące zajście. Przechodzący obok poseł Konfederacji Grzegorz Braun spostrzegł stojącą na piętrze w holu głównym zapaloną chanukiję. Wzburzony obecnością tego symbolu w budynku polskiego parlamentu, poseł Braun natychmiast podjął stanowczą decyzję. Za pobliskimi drzwiami prowadzącymi do jednego z licznych korytarzy sejmowych znalazł gaśnicę. Odstawił teczkę, podniósł gaśnicę, wyciągnął zawleczkę i, spowijając hol sproszkowaną mgłą, ruszył zdecydowanym krokiem w kierunku rozpalonej chanukiji. Gdy już dotarł do świecznika, zwracając po drodze na siebie uwagę kolejnych zszokowanych osób, przerywając trwający dotychczas występ muzyczny, przystąpił do opryskiwania kolejnych świeczek. W tym momencie na ratunek świecznikowi ruszyła stojąca tuż obok pani Magdalena Gudzińska-Adamczyk, w mieszance desperacji i złości rzucając się na posła, szarpiąc go za ramię dzierżące dyszę wylotową gaśnicy. Poseł Braun, umyślnie bądź nie, skierował przez ułamek sekundy strumień z gaśnicy prosto na panią Gudzińską-Adamczyk, opryskując ją od stóp do głów. Ona nie odpuszczała. Dalej trzymała go za to ramię, opluła go, a następnie kopnęła. Nie zważając na napastnika, poseł Braun kontynuował gaszenie chanukiji.
Chwilę później strumień proszku ustał.
– Panie pośle, co pan robi?! – pytał jeden ze świadków zdarzenia. Poseł Braun odwrócił się w stronę mówcy z panią Gudzińską-Adamczyk pod ręką, jakby właśnie oboje ledwo uszli życiem z zawalonego budynku, wynurzając się spod wzbitych w górę kłębów. Odstawił gaśnicę, po czym splótł przed sobą dłonie jakby oznajmiał otwarcie spontanicznej konferencji prasowej.
– Co pan wyprawia? – pyta kobieta.
– Panie pośle, jak tak można było się zachować?! – wyraża oburzenie inny mężczyzna.
– Wstyd jest kobietę atakować! – krzyczy pani Gudzińska-Adamczyk. Poseł Braun próbował coś powiedzieć, ale zamiast tego zakaszlał. Posłowi Braunowi przez kilka kolejnych dni płuca doskwierały nieznacznie. Za to pani Gudzińska-Adamczyk tuż po wyjściu z budynku zasłabła, trafiła do szpitala na wiele dni i, jak twierdzi, zmuszona była porozumiewać się przez SMS-y z powodu tymczasowej utraty zdolności mówienia. Miała także trudności z przełykaniem jedzenia. (artykuł TokFM)
Zamiast cokolwiek powiedzieć, poseł Braun wrócił się po swoją teczkę. Na miejscu zdarzenia pozostała ugaszona chanukija, zużyta gaśnica, pusta mównica i portret uśmiechniętego rabina Menachema Mendela Schneersona, mesjasza żydowskiej sekty Chabad-Lubawicz, ustawiony przed tablicą upamiętniającą posłów poległych w czasie II Wojny Światowej. (Kadr pochodzi z nagrania na kanale Telewizji Republika.)
Co ciekawe, istnieją dwa często powielane nagrania z tego zdarzenia. To pierwsze, ukazujące zajście z daleka, gdy już poseł Braun jest w trakcie gaszenia świecznika, znaleźć można zdecydowanie łatwiej.
Natomiast to drugie, dokładnie ukazujące całe zajście z bliska, jest już trochę trudniejsze do odnalezienia. Może to działanie celowe, a może przypadek, ale uwagę na to należy zwrócić zważywszy na to, że zarzuca się posłowi Braunowi zaatakowanie pani Gudzińskiej-Adamczyk. Pomijając to, jaką ktoś przyjmie interpretację co zasadności tego zarzutu, na tym pierwszym nagraniu przedmiotowego incydentu zwyczajnie nie widać. Na wszelki wypadek podane są dwa źródła.
Ponadto istotne jest to, gdzie pani Gudzińska-Adamczyk stała w momencie, gdy poseł Braun zbliżał się do świecznika. Widać ją po prawej stronie na poniższym kadrze.
Chwilę po zdarzeniu pani Gudzińska-Adamczyk udzieliła własnego komentarza. Oto wypowiedź pani Gudzińskiej-Adamczyk (link do TVN24), która zdaje się nie do końca pokrywać ze stanem faktycznym. Czy przytaczana rozmowa rzeczywiście przebiegła tak, jak jest to opisywane? Trudno to stwierdzić. Może słychać ją na innym, nieznanym jeszcze nagraniu.
Wykluczenie
Na sali plenarnej doszło do ostrego spięcia. W czasie posiedzenia poseł Witold Zembaczyński (Koalicja Obywatelska) oznajmił, że przed chwilą doszło do czynu niewybaczalnego. Poseł Braun, jak twierdzi poseł Zembaczyński, przerwał uroczystość religijną. Wniósł o przerwanie obrad, wezwanie posła Brauna do prezydium i wykluczenie go z obrad. Przywołując Holokaust, poseł Zembaczyński stwierdził, że pod dachem Wysokiego Sejmu nie ma miejsca na akty antysemickie. Nazwał przy tym posła Grzegorza Brauna ekstremistą, otwartą dłoń wskazując na obecnego już na sali posła Brauna. Na zakończenie stwierdził, że nie ma tolerancji na takie akty. (Wypowiedź od 6:58:00. Przy okazji na czacie można zobaczyć reakcje widzów na żywo, pierwsza reakcja widzów od 6:51:00).
Zszokowało to wicemarszałka Krzysztofa Bosaka. Choć nie widać tego było na kamerze, to jednak w głosie słychać było swojego rodzaju niepokój na wieść o tym zdarzeniu. Należy nadmienić, że wicemarszałek Bosak przez blisko godzinę pełnił swoją funkcję i o tym zdarzeniu dowiedział się, można przypuszczać, dopiero od posła Zembaczyńskiego. (Można też odnotować znaczące ożywienie czatu.)
Do wicemarszałka podszedł poseł Braun, wyraźnie umorusany proszkiem, prosząc o możliwość wypowiedzi w trybie sprostowania. Twierdził, że w tej sprawie doszło do manipulacji, którą chciał wyjaśnić. Wicemarszałek Bosak umożliwił mu zabranie głosu.
– W trybie sprostowania, Wysoka Izbo… Nie może być miejsca na akty rasistowskiego, plemiennego, dzikiego, talmudycznego kultu na terenie Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej. Jak rozumiem, przez zebranych przemawia ignorancja. Nie jesteście państwo świadomi przesłania treści tego aktu zwanego niewinnie świętami Chanuka – mówił poseł Braun, reagując na głosy oburzenia dobiegające z sali.
– Panie pośle, proszę odnieść się do słów, które Pana dotyczyły, jeżeli wypowiada się Pan w trybie sprostowania – apelował wicemarszałek Bosak.
– Panie marszałku, przypisano mi tutaj pobudki rasistowskie, gdy tymczasem ja właśnie przywracam stan normalności i równowagi, kładąc kres aktom satanistycznego, talmudycznego, rasistowskiego triumfalizmu… – powiedział poseł Braun, unosząc palec wskazujący w celu zaakcentowania tego ostatniego słowa.
– Bardzo dziękuję, Panie pośle – wicemarszałek Bosak zaczął dyplomatycznie zachęcać posła Brauna do opuszczenia mównicy.
– …ponieważ takie jest przesłanie tych świąt! Wyzywam Państwa na dysputę „teologiczną” – tu poseł Braun wykonał gest cudzysłowu. – Chętnie podzielę się z Państwem informacjami, które do Państwa nie dotarły.
– Bardzo dziękuję, Panie pośle. Proszę zejść z mównicy – ponaglał wicemarszałek.
W tym momencie kamera sejmowa pokazała poniższy niepozorny kadr, który przy dłuższych oględzinach urasta do rangi płótna matejkowskiego. Oto nad wicemarszałkiem Bosakiem stoi marszałek Szymon Hołownia, sprawdzający w regulaminie treść przepisu, który za moment, po przejęciu prowadzenia obrad, wykorzysta do wykluczenia posła Brauna z uczestnictwa w posiedzeniu sejmowym. Na mównicy stoi poseł Braun, pokryty gaśnicowym popiołem, wyrażający sprzeciw wobec palenia wrogiego symbolu religijnego, w dodatku przez budzącą spore kontrowersje żydowską sektę Chabad-Lubawicz. Obok niego stoją przyozdobieni w serduszka posłowie Koalicji Obywatelskiej, gotowi wyrazić swoje oburzenie tym zajściem i chcący przepędzić posła Brauna z budynku Sejmu. W prawym dolnym rogu siedzi przyszły premier Donald Tusk, przyglądając się tej scenie z grobową miną, układając już w głowie kolejną wiązkę górnolotnych sformułowań o niczym, którą wygłosi kilka godzin później (zapewne przy tym odgryzając się za wystąpienie posła Brauna z dnia poprzedniego, zwłaszcza za kąśliwe pytanie o tym, czy Sztudent dobrał się z Oscarem, odnośnik). Zaś na uboczu, u góry, stoi pewien mężczyzna, być może poseł, z maseczką chirurgiczną zakrywającą usta i nos, prawdopodobnie z obawy przed wzbierającą właśnie w tym okresie możliwą kolejną falą koronawirusa. Pomruk plagi cichych, możliwych do uniknięcia tragedii, które kiedyś wzbudzały terror w społeczeństwie, a o których w trakcie kampanii wyborczej do parlamentu – do tego parlamentu wyrażającego teraz większe oburzenie niż przez te trzy minione lata – nie było prawie żadnego słowa.
W swoim komentarzu (od 11:07:00, warto wysłuchać całości) przyszły premier Donald Tusk stwierdził rzecz następującą:
[…] ale starałem się bardzo szczerze przekonać do tego, że istnieje pewien fundament, istnieje pewna kategoria spraw wokół której nie powinno być sporów. Powinien być możliwie pełny konsensus, i to nie jest trudne. I wiecie co? Był taki moment, kiedy jeden z posłów, poseł Zembaczyński, przyszedł na mównicę i poinformował siedzących na sali [o tym], co się wydarzyło. Część z Państwa pewnie widziała to też na telefonach, bo widać to było na filmach. I zauważyłem – byłem przecież z wami na sali – że w ciągu tych pierwszych sekund, a nawet pierwszych minut, reakcja wszystkich bez wyjątku była identyczna. To znaczy nagle przez moment nie widziałem żadnej różnicy między lewą stroną, prawą stroną, centrum – wszyscy zareagowali w taki sam sposób. Może Konfederacja trochę bardziej powściągliwie, raczej ze wstydem niż z oburzeniem, ale cała reszta zachowała się dokładnie tak samo. I był taki moment unikatowy, który można było poczuć, że w takich sprawach najważniejszych czujemy mniej więcej to samo i reagujemy mniej więcej tak samo. Wydaje mi się, że właśnie w takich sprawach powinniśmy starać się podtrzymać tę gotowość do bycia razem wobec np. tak ewidentnego, manifestacyjnego zła jakie wydarzyło się tutaj w Sejmie.
Reagowanie w ten sam sposób na dane wydarzenie niekoniecznie jest powodem do dumy. To by domniemywało słuszności tej reakcji, a w tym zakresie można mieć spore wątpliwości. Zwłaszcza, że opinie w sprawie tego „bandyckiego wyczynu”, jak to określił Tusk, nie były wcale takie jednoznaczne.
Reakcje
Kolejne godziny, dni i tygodnie obfitowały w komentarze o zachowaniu posła Brauna. Padło wiele krytycznych słów pod jego adresem, nabijano się z niego, nazywano go człowiekiem niebezpiecznym, niezrównoważonym psychicznie, faszystą i ekstremistą. Inni natomiast twierdzili, że dobrze zrobił, że to jedyny normalny poseł. Przecież w Knesecie święta chrześcijańskiego nie obchodzą, to czemu my mamy obchodzić święto żydowskie?
Jedno było pewne – nie dało się przejść obok tego zdarzenia obojętnie.
Gaśnica z dnia na dzień stała się symbolem o randze międzynarodowej. O zdarzeniu w polskim sejmie mówiono wszędzie, prywatnie często z wyrazami poparcia, natomiast w mediach zagranicznych od razu przyklejano łatkę „skrajnie prawicowy” i nazywano to atakiem „antysemickim”. Emoji z gaśnicą nabrało nowego znaczenia, a poseł Braun został ochrzczony mianem strażaka. Memów było od groma. Powstały piosenki „O Grzegorz Braun” oraz „Strażak”. Szef platformy społecznościowej Gab umieścił nawet wygenerowany sztucznie obraz na swoim profilu, obraz mówiący sam za siebie (odnośnik):
Ponadto gaśnica stała się ciekawym obiektem do składania autografów. 18 grudnia 2023 r. w Rzeszowie podczas konferencji poseł Braun oznajmił, że miasto wypowiedziało mu umowę najmu lokalu pod biuro poselskie (konferencja, artykuł Onet.pl). Czy miało to związek ze zgaszeniem świecznika? Raczej na to nie wygląda, bo decyzja zapadła pod koniec października, bez podania powodu. Za to w czasie konferencji słychać było okrzyki „precz z antysemityzmem”. Później tego dnia o 18 miało miejsce posiedzenie otwarte, na które przyszła liczna rzesza sympatyków, zwolenników i wyborców (transmisja). Tego dnia na wielu gaśnicach pojawił się niecodzienny autograf.
We wtorek 19 grudnia 2023 r. pod budynkiem sejmu odbył się wiec w obronie posła Brauna. Zorganizowany został przez Justynę Sochę pod hasłem #MuremZaBraunem (transmisja z wydarzenia w Emisji.TV), w czasie którego przedstawiciele różnych środowisk antysystemowych wyrazili swoje oburzenie nagonką na Brauna, paleniem świecy chanukowej, a także wyrazili powątpiewanie co do prawdziwej przynależności wielu urzędujących posłów. (Również miałem okazję zabrać głos, ale o tym za chwilę.) Rozdawano także specjalne okrągłe naklejki z gaśnicą z napisem STOP. Później tego dnia poseł Braun spotkał się w Warszawie z kolejnymi zainteresowanymi i składał autografy.
Nawet życzenia świąteczne miały szczególny charakter:
Interesującym wątkiem była motywacja przyświecająca temu „chuligańskiemu wybrykowi”. Np. Tomasz Olbratowski w audycji RMF FM z 13 grudnia 2023 r. (odnośnik), poza naśmiewaniem się z procesu myślowego posła Brauna, pyta się, jak też wielu innych komentatorów, czemu akurat tego dnia widok świecy chanukowej go ubódł. Przecież chanukija zapalana była w sejmie od przeszło 17 lat, zwyczaj zapoczątkowany przez marszałka Marka Jurka z Prawa i Sprawiedliwości w 2006 r. (na X odniósł się do tej krytyki) i przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego (artykuł naszeblogi.pl opisuje pokrótce, jak to się zaczęło). Czemu akurat w tym roku? Jak to tłumaczył poseł Braun, nigdy wcześniej jej w sejmie nie widział. Posiedzenia sejmu nie zbiegały się z tą celebracją, ale też z powodu pandemii tych obchodów w budynku sejmu nie było. Albo były organizowane w innej, bardziej ustronnej części budynku. Nie chciał jednak rozwiewać różnych teorii krążących na temat tego, czemu w ogóle to zrobił. Czy zrobił to w przypływie moralnego oburzenia, czy może celowo próbował wprowadzić zamęt? A może postanowił specjalnie wykopać dołek pod Konfederacją, żeby zmusić jej liderów do wyrzucenia go z partii, której był współzałożycielem w zemście za to, jak potraktowano innego jej współzałożyciela Janusza Korwina-Mikke – te przeróżne interpretacje celowo pozostawiał bez wyjaśnienia.
Jeśli zaś chodzi o pozostałych posłów Konfederacji, tutaj wyraźnie nastąpił rozłam. Posłowie Konfederacji Korony Polskiej stanęli za Grzegorzem Braunem, natomiast posłowie z Ruchu Narodowego i Nowej Nadziei głównie zagłosowali za zawieszeniem posła Brauna. Miało też miejsce taktyczne lawirowanie, np. Sławomir Mentzen stwierdził, że nie należało „wpadać z gaśnicą”, bo teraz każda próba usunięcia świecznika będzie kojarzyła się z „akcją Brauna”. Powiedział wręcz, że to pomogło podreperować wizerunek Izraela na świecie, krytykowanego za ataki na Gazę, bo teraz na świecie rozeszła się wieść o polskim antysemityzmie i o tym, że w Żydów „pryska się gaśnicą”. A teraz nie tylko poseł Braun został wyrzucony z komisji ds. Unii Europejskiej, to jeszcze Konfederacji grozi utrata fotelu wicemarszałka. Choć poseł Mentzen podkreślał, że partia nie ugnie się pod tym szantażem, to jednak nie krył swojego niezadowolenia tą sytuacją. (artykuł GazetaPrawna.pl)
Bardziej dosadnie wypowiadał się Przemysław Wipler. Należy tu nadmienić, że poseł Wipler był celem ataków ze strony krytyków zarzucających mu niszczenie partii od środka (zresztą nie tylko on jest krytykowany). Wręcz przypuszcza się, że jego zadaniem jest zneutralizowanie Konfederacji i zamienienie jej w subwencyjną maszynkę do robienia pieniędzy (można tu choćby przywołać wpisy użytkownika Tony Chin [@TonyXinn] na X). Jak jest naprawdę, nie będziemy tego tutaj oceniać. Natomiast warto mieć te zarzuty na uwadze w odniesieniu do jego wywiadu w RMF FM z 4 stycznia 2023 r., który wywołał burzę negatywnych emocji. Powodem było to, że poseł Wipler nie tylko wyparł się Brauna, ale wręcz stwierdził, że Konfederacja z Braunem to Konfederacja o poparciu na poziomie 5%, odstraszająca normalnych wyborców nie chcących ekscesów i happeningów z gaśnicą (odnośnik, od 9 minuty). Interesujący dla Czytelnika może być komentarz Tomasza Sommera do tego wywiadu, który zwraca uwagę na to, jak redaktor Robert Mazurek rozpracowuje posła Wiplera, żeby ten powiedział, co mu na sercu leży. Należy wspomnieć, że redaktor naczelny Sommer od razu stanął po stronie posła Brauna.
Los wicemarszałka
W trudnym położeniu znalazł się zwłaszcza Krzysztof Bosak. Tuż po zdarzeniu wyraźnie nie chciał udzielać jakiegokolwiek komentarza, odchodząc, a pewnym momencie odbiegając byle najdalej od dziennikarki Gazety Wyborczej Justyny Dobrosz-Oracz.
W końcu jednak komentarza udzielił. W swojej wypowiedzi z 15 grudnia 2023 r. wicemarszałek Bosak stwierdził, że poseł Braun zaszkodził Konfederacji, nadwyrężył jej wizerunek, a także wyrządził krzywdę wyborcom Konfederacji. Oznajmił, że poseł Braun został zawieszony w prawach członka Konfederacji. Poza tym przychylił się do decyzji o odebraniu mu połowy uposażenia na trzy miesiące i całości diety na pół roku. (W reakcji uruchomiono zbiórkę pieniędzy, którą najpierw zablokowano, a potem pieniądze wypłacano. Artykuł Money.pl.)
Jednocześnie można było odnieść wrażenie, że wicemarszałek prowadził niekomfortową żonglerkę. Wynik wyborczy będący poniżej oczekiwań sprawił, że Konfederacja ledwie, ale jednak zawiązała klub poselski. Bez posła Brauna, a tym samym bez pozostałych posłów z Konfederacji Korony Polskiej ten klub natychmiast przestaje istnieć. Nawet gdyby wicemarszałek Bosak pragnął usunięcia posła Brauna, byłoby to samobójstwo polityczne. Ten dyskomfort można było dostrzec w momencie, gdy jedna z dziennikarek wyraziła zdziwienie powyższą wypowiedzią wicemarszałka (od 2:30), że dopiero będą oczekiwać wyjaśnienia ze strony posła Brauna, choć za drzwiami wyraźnie słyszała prowadzoną z nim rozmowę. Poseł Braun podobno mówił tak donośnie, że nie trzeba było ucha przykładać.
Z drugiej strony od razu pojawiły się głosy o odwołanie Krzysztofa Bosaka z funkcji wicemarszałka. Największym tego orędownikiem jest Anna Maria Żukowska z Nowej Lewicy. Według niej wicemarszałek Bosak musi zostać odwołany, bo nie był w stanie sobie poradzić z posłem Braunem do tego stopnia, że marszałek Hołownia musiał przejąć prowadzenie obrad. Choćby w wywiadzie dla Rzeczpospolitej z 15 grudnia 2023 r. stwierdziła wprost, na pytanie o to, czy chce zastosować odpowiedzialność zbiorową, że „za pewne rzeczy odpowiada się wspólnie”. Włodzimierz Czarzasty, również z Nowej Lewicy, też nie szczędził słów krytyki, które nie zostaną tu przytoczone z powodu ich żenującego poziomu. (Artykuł TVN24.pl.)
Być może Krzysztof Bosak uległby tej presji, gdyby nie chanukowy szantaż. Otóż marszałek Hołownia 13 grudnia wypowiedział się na temat zachowania Brauna. Nazwał jego czyn „bestialskim” i stwierdził, że największym niebezpieczeństwem w polskim sejmie jest poseł. Odwołał się do argumentu o odpowiedzialności zbiorowej, konstatując, że jest to w pewnym sensie forma prowadzenia brudnej polityki, ale też porównał sytuację do klubu piłkarskiego – jeśli jeden zawodnik w klubie robi coś karygodnego, to odpowiedzialność ponosi za to cały klub. Stwierdził, że nie ma miejsca w prezydium dla partii, która „ma na pokładzie” posła Brauna. To mówił wprost, natomiast bardziej między wierszami sugerował, że obecność Krzysztofa Bosaka w czasie ponownego zapalenia świecy chanukowej byłaby „bardzo, bardzo potrzebna”.
Takie postawienie sprawy wielu odebrało jako ultimatum – przyjdź na ponowne zapalenie świecy chanukowej albo pożegnaj się z fotelem wicemarszałka. Wicemarszałek Bosak nie pojawił się na tej ceremonii, co też uprzednio zapowiedział, choć do ostatniej chwili zastanawiano się, czy nie zmieni zdania (ostatecznie gościł u siebie w tym czasie ambasadora Armenii). Trzeba wspomnieć, że Szymon Hołownia został marszałkiem m.in. dzięki głosom Konfederacji, która poparła go w zamian za odwzajemnione wsparcie przy głosowaniu na pozycję wicemarszałka. W tym sensie istnieje specyficzna relacja między Krzysztofem Bosakiem a Szymonem Hołownią. Subtelne przymuszanie wicemarszałka do uczestniczenia w obrządku religijnym będącym w sprzeczności z jego wiarą mogło go przekonać, że gdzieś tę linię trzeba narysować, przynajmniej na chwilę obecną. (13 stycznia 2024 r. marszałek Hołownia wyraził wątpliwość co do odwołania wicemarszałka Bosaka ze swojej funkcji, lecz ta wątpliwość wyrażona została w trochę lekceważącym tonie, jakby nie chciał w danym momencie odsłaniać swoich kart. Czytelnik sam może to ocenić. Odnośnik do nagrania.)
Można wręcz powiedzieć, że ten szantaż dodał wicemarszałkowi odwagi. Choć nie stanął otwarcie w obronie Grzegorza Brauna, to jednak nie dawał się też w pełni wodzić za nos przez ludzi, dla których to moralne oburzenie jest zwyczajnie pretekstem. Pretekstem do usunięcia go z funkcji wicemarszałka, pretekstem do otwartego zaszkodzenia Konfederacji, czy nawet pretekstem do uczynienia z Konfederacji takiego straszydła, na które można wskazywać palcem, gdy tylko chce się odwrócić uwagę od swoich destrukcyjnych dla narodu polskiego decyzji.
W programie „7. Dzień Tygodnia w Radiu ZET” z 17 grudnia 2023 r. można było zaobserwować doskonały tego przykład. Z chwilą, gdy rozmowa przeszła do kwestii Grzegorza Brauna (od 29:30), na głowę Krzysztofa Bosaka wylało się wiadro pomyj. Michał Szczerba w swojej wypowiedzi od razu dał do zrozumienia, że nie wystarczy tylko usunąć Grzegorza Brauna, ale pozostałych trzech członków Konfederacji Korony Polskiej, żeby uniknąć gniewu Koalicji Obywatelskiej. I znów wicemarszałek Bosak wykazał się swoją zręczną szermierką słowną (patrz artykuł „Bo siedziałabyś w więzieniu”), ale tym razem ataki uległy intensyfikacji. Prowadzący Andrzej Stankiewicz wyciągał na wierzch kolejne grzechy Grzegorza Brauna, zmuszając wicemarszałka do przepraszania z drugiej ręki.
Oznaki, że coś pęka w wicemarszałku można było dostrzec na przestrzeni kolejnych wywiadów. W programie RzeczOPolityce z 18 grudnia 2023 r. redaktor Jacek Nizinkiewicz na wstępie nazwał Konfederację partią antysemicką. O to też wypytywał wicemarszałka, który odpierał te ataki, tak jak to robił w Radiu Zet. Ponadto wicemarszałek wspomniał o mającej się toczyć w Konfederacji poważnej dyskusji o strategii działania partii – czy mają przyjąć strategię działania radykalną, happeningową, wywołującą skandale czy może raczej strategię pracy długoterminowej, narodowo-demokratycznej, organicznej. Redaktor Nizinkiewicz mimo to dalej przycisnął wicemarszałka od strony antysemityzmu, pytając się, czy przeprosi za Grzegorza Brauna. Wicemarszałek odmawia przepraszania za innych, natomiast zauważył, że poseł Braun wyraził żal z powodu użycia gaśnicy proszkowej, a nie innej. Nawet pod koniec pochwalił posła Brauna.
Również 18 grudnia, tym razem w RMF FM, miała miejsce najostrzejsza wymiana zdań. Prowadzący Grzegorz Sroczyński zaczął od afery z Grzegorzem Braunem, atakując go ze wszystkich stron. Ten wywiad doprawdy jest zdumiewający. Prowadzący starał się przez 24 minuty zadawać pytania w sposób tendencyjny, nie przyjmujący jakiegokolwiek sprzeciwu. Wicemarszałek wielokrotnie zwrócił, że prowadzący próbuje go tresować do udzielenia takiej odpowiedzi, która zgadza się z jego światopoglądem. Gdy tak się nie dzieje, a nie dzieje się to praktycznie za każdym razem, prowadzący Sroczyński wyraźnie daje do zrozumienia, co o tym myśli.
Naprawdę polecam obejrzeć w pełni ten właśnie wywiad. W czasie protestu przed sejmem (patrz transmisja Emisja.TV) przywołałem ten wywiad jako idealny przykład tego, jaki diabeł tkwi w wielu dziennikarzach. Tak jak to nakreśliłem w książce „Media nienawiści”, środowisko opiniotwórcze zdominowane jest przez osoby o tak niezachwianym, stunelowanym światopoglądzie, że jakiekolwiek odejście od tego spotyka się z osobliwą, agresywną reakcją. Zwykle dziennikarze mainstreamowi umieją się z tym kryć, choćby poprzez kontrolowanie tego, kto jest w ogóle dopuszczany do głosu. Tym razem widać było wszystko jak na dłoni.
Znów w RMF FM, tym razem 4 stycznia, prowadzący Piotr Salak też zapytał o posła Brauna, ale tutaj wicemarszałek był bardziej stanowczy, wyrażając nadzieję, że uda się utrzymać jedność w Konfederacji, a nawet powiększyć ją o nowe środowiska. Potępił „happening” z udziałem Grzegorza Brauna, zdecydowanie zgrabniej odpierał różne ataki, nawet w niektórych momentach stanął w obronie posła Brauna, przywołując jego rolę w trakcie pandemii (od 14:40).
Czy Krzysztof Bosak utrzyma fotel wicemarszałka? To niewłaściwe pytanie. Właściwym powinno być: czy Krzysztof Bosak wzmocni czy osłabi Konfederację wskutek tego incydentu? Ostatecznie partia musi mieć kręgosłup z tytanu, a nie z plasteliny. Dawanie swoim przeciwnikom tego, czego chcą jest, jeśli nie towarzyszy temu przemyślany plan, przejawem skrajnej głupoty. W tym przypadku przeciwnicy chcieli tak dużo i w tak agresywny sposób, że było to niemożliwe do zaakceptowania. Zmusiło to Konfederację, a szczególnie wicemarszałka Krzysztofa Bosaka do wykonywania właściwych posunięć. Nadal pozostawia to wiele do życzenia i może to ostatecznie prowadzić do rozczarowania, a nawet do upadku formacji (Nowa Nadzieja jeszcze przed incydentem ulegała rozpadowi, który na pewno po incydencie przyśpieszył), ale na razie istnieje złota szansa na znaczące umocnienie Konfederacji.
Trzeba tylko chcieć z niej skorzystać. Najbliższe miesiące to jest polityczne być albo nie być dla Konfederacji, które mogą zadecydować o tym, czy Konfederacja uzyska popularność większą od SLD w jej złotych latach, czy też skończy na śmietniku historii jako wielki przegrany.
Tak czy siak, utrata funkcji wicemarszałka jest tylko kwestią czasu. Jeśli nie Braun, to szybko znalazłby się jakikolwiek inny pretekst, biorąc pod uwagę tak żywiołową reakcję całej sceny politycznej.
Prokuratura kontra Braun
Teraz interesującą kwestią jest to, jak dalej potoczy się los posła Brauna. Nie jest to wcale sprawa taka oczywista. Z jednej strony prawo dotyczące zarzutów związanych z ugaszeniem chanukiji zdaje się być bardziej po stronie posła Brauna, jak wskazuje prowadzący kanał Skazani na Prawo z 19 grudnia 2023 r. (link do nagrania, poniżej skrót):
Z drugiej strony postawienie tak wielu zarzutów sugeruje zamysł taktyczny. Nieważne jak, ważne, że tak – czyli wystarczy przykleić jakikolwiek zarzut, żeby umieścić posła Brauna w klinczu prawnym, a nawet skutecznie usunąć go z życia publicznego.
Jakie to zarzuty? Oprócz dwóch związanych z ugaszeniem chanukiji, postawiono także pięć zarzutów za różne przeszłe incydenty, w tym za znieważenie Ministra Zdrowia Łukasza Szumowskiego, usunięcie choinki bożonarodzeniowej z budynku sądu, czy za uszkodzenie sprzętu nagłaśniającego w Niemieckim Instytucie Historycznym (więcej szczegółów w artykule Polskiej Agencji Prasowej).
Poniższe nagranie zawiera kompilację wymienianych tutaj sytuacji. Zdarzenie z nieudaną próbą badania alkomatem ministra Szumowskiego można zobaczyć pod koniec nagrania.
W poniedziałek 15 stycznia 2024 r. o godzinie 15 odbyło się posiedzenie komisji regulaminowej sejmu w sprawie odebrania immunitetu posłowi Grzegorzowi Braunowi. W czasie posiedzenia osiągnięto niewiele, bo wnioskodawca nie stawił się pomimo potwierdzenia swojej obecności. Podjęto decyzję o odroczeniu pracy komisji do dnia następnego. (Artykuł Najwyższy Czas, fragment z posiedzenia poniżej, zaś zapis całości transmisji tutaj.)
We wtorek 16 stycznia 2024 r. o godzinie 13 odbyło się drugie posiedzenie tejże komisji. Tym razem pojawił się przedstawiciel prokuratury. Pomimo próby ze strony Włodzimierza Skalika do obalenia stawianych posłowi Braunowi zarzutów, przewodniczący komisji stwierdził, że nie jest to miejsce do takiej dyskusji. W wyniku głosowania niejawnego pozytywnie rozpatrzono wszystkie siedem zarzutów w zakresie pociągnięcia posła Brauna do odpowiedzialności karnej. Będzie to stanowiło podstawę do wydania decyzji o uchyleniu immunitetu, co na tym etapie zdaje się być już tylko formalnością. (Transmisja z całego posiedzenia.)
Zanim jednak do tego dojdzie, poseł Braun będzie poddawany pełnemu przeszukaniu przy każdorazowym wejściu do budynku. Podobno w pierwszym tygodniu stycznia poseł Braun zapytał Straż Marszałkowską o to, gdzie może zdeponować broń palną. Straż Marszałkowska niezwłocznie poinformowała o tym przerażającym pytaniu marszałka Hołownię, który czym prędzej wydał stosowną decyzję (artykuł Interia, pismo poniżej). Wicemarszałek Bosak wyjaśnił skąd to podejrzenie. Otóż dawno temu poseł Braun zapytał Straż Marszałkowską o to, w imieniu innej osoby związanej z resortami siłowymi, gdzie można zdeponować broń palną przed wejściem do budynku (link do wypowiedzi). Czy to prawda? Czy wyciągnięto na wierzch dawną sprawę w formie pretekstu, czy może wicemarszałek się myli?
Za to miała miejsce osobliwa konfrontacja między posłem Braunem a dziennikarką Justyną Dobrosz-Oracz, uwieczniona na poniższym nagraniu:
Komentarz AmerykaForum
To tyle tytułem wstępu nakreślającego obecną sytuację. Komentarz do tego będzie rozległy, odnoszący się do kilku różnych aspektów tej całej afery.
Znaczenie gaśnicy
Temat gaśnicy Brauna poruszany jest tutaj z jednego ważnego powodu. Proszę zwrócić uwagę na to, jak wielkie oburzenie wywołało zdarzenie może i szokujące, ale w zasadzie błahe. Oczywiście można mieć zastrzeżenia względem umiejętności obsługi tejże gaśnicy, sam poseł Braun ubolewał nieznacznie nad tym, że nie była ona piankowa (wywiad Leszek Szymowski TV z 14 grudnia). Argument o obecności dzieci, które mogły doznać uszczerbku na zdrowiu też jest zasadny. Podobnie też zasadny jest argument o tym, że w tłumie mogły być osoby cierpiące na astmę. Z tego punktu widzenia takie zdarzenia nie mogą obejść się bez jakichś konsekwencji.
Lecz na incydent z gaśnicą zareagowano tak, jakby ktoś zrzucił bombę na obóz z uchodźcami palestyńskimi. Na przełomie października-listopada 2023 r. wojsko izraelskie zrzuciło bombę na obóz uchodźców Jabalia w Gazie, zabijając ok. 50 osób, bo ukrywał się wśród nich dowódca Hamasu (artykuł Al Jazeera). Prowadzący CNN Wolf Blitzer w czasie wywiadu z 1 listopada 2023 r. trzykrotnie pytał rzecznika prasowego wojska izraelskiego, czy Izrael podjął decyzję o zrzuceniu bomby na obóz uchodźców wiedząc, że może spowodować śmierć wielu cywili palestyńskich. Jego odpowiedzi były niekompletne. Zapytany o to, czy chociaż zabili tego dowódcę Hamasu, również nie mógł tego potwierdzić. Sekundę później powiedział, że tak, zabili go.
Kontekst wojny w Gazie stanowi istotne tło dla tego zdarzenia. Zachowanie Izraela wskutek ataku Hamasu na koncert w dniu 7 października wywołało ogólnoświatowe oburzenie, fale protestów, a także narastające zwątpienie co do prawdziwych intencji Izraela. Gdy Izrael wyznacza uchodźcom palestyńskim korytarze humanitarne, a potem bombarduje punkty docelowe tych korytarzy, powinno to zmusić polskich posłów przynajmniej do lekkiej konsternacji. Zamiast tego Minister Spraw Zagranicznych Radosław Sikorski stwierdził, że Polska nie ma żadnego oficjalnego stanowiska w tym konflikcie (twierdził, że nie da się zaszantażować Braunowi w tej sprawie, artykuł RP.pl). Powodem do wydania tego świadczenia była decyzja Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze o przystąpieniu do rozpatrywania tego, czy działania Izraela względem Gazy należy traktować jako ludobójstwo. Poniżej transmisja argumentacji za i przeciw:
W tym sensie zapalenie świecy chanukowej w budynku sejmowym w tym okresie wydaje się być co najmniej nietaktowne. Lecz nikt nie widzi w tym problemu. Rabin Szalom Dow Ber Sztambler, przewodniczący Chabad-Lubawicz w Polsce, stwierdził w wywiadzie dla RMF FM z 14 grudnia 2023 r., zapytany o „straszne obrazy z Gazy”, że „bardziej humanistyczne wojsko i polityka jak Izraela ma nie ma na świecie”. Prowadzący Robert Mazurek, wielokrotnie w czasie programu potępiający czyn posła Brauna, sam przyznał, że to dość kontrowersyjne stwierdzenie. Rabin Sztambler odparł, że to, co było robione 7 października było złem. (Cały wywiad jest nader dziwny.)
W tym stwierdzeniu jest pewien szkopuł. Atak bojowników na koncert jest podawany jako uzasadnienie dla wszystkich podejmowanych przez Izrael działań. Lecz od początku podawano w wątpliwość oficjalną wersję wydarzeń prezentowaną przez rząd Izraela. Czy do ataku doszło? W to nikt nie wątpi. Czy atakowi można było zapobiec? Tutaj istnieją podejrzenia, że nie tylko atakowi dało się zapobiec, ale że do rządu premiera Benjamina Netanjahu docierały wyraźne sygnały na trzy dni wcześniej o możliwym ataku. Te wątpliwości narastają z każdym dniem, gdy giną kolejni cywile palestyńscy wskutek działań wojska izraelskiego oraz wskutek niechęci do zawieszenia broni (co ciekawe, Stany Zjednoczone są przeciwne zawieszeniu broni, zmuszając wielu Amerykanów do wyciągania nieciekawych wniosków, artykuł Associated Press). Nie mówiąc już choćby o zdarzeniu z 17 grudnia, gdy armia Izraela wkroczyła na teren Parafii Świętej Rodziny (link do TVN24).
Do ponownego zapalenia doszło dwa dni później. 14 grudnia 2023 r. ceremonię rozpoczął krótką przemową Michael Schudrich, naczelny rabin Polski, potem przemówił rabin Sztambler, a obok świecznika stali marszałek Sejmu Szymon Hołownia, marszałek Senatu Małgorzata Kidawa-Błońska, prezydent Andrzej Duda. Ponieważ prezydent Duda świece chanukowe regularnie zapala w Pałacu Prezydenckim (np. wystąpienie z 12 grudnia 2023 r. po incydencie gaśnicowym), środkową świecę rozpalił marszałek Hołownia.
Ulubiony marszałek
O marszałku Hołowni też wypada powiedzieć kilka nieprzychylnych słów. Zwycięstwo w wyborach i nominacja na marszałka sprawiła, że jego gwiazda zaczęła świecić wyjątkowo jasno. Stał się ulubieńcem zarówno młodych, jak i dorosłych, zaskarbiając sobie sympatię wzorowym prowadzeniem obrad oraz błyskotliwymi docinkami. Z każdym dniem rósł w oczach.
Lecz epizod z gaśnicą pozostawił głęboką rysę na tym kryształowym wizerunku. Po przejęciu prowadzenia obrad miała miejsce burzliwa wymiana zdań. Marszałek Hołownia powołał się na Art. 22b Regulaminu Sejmu o zakłóceniu spokoju i porządku w sposób rażący. Poseł Braun poprosił o możliwość wystąpienia w trybie sprostowania, marszałek Hołownia udzielił mu tego głosu, po czym po chwili mu go odebrał. Marszałek powołał się na Art. 175 Regulaminu Sejmu w jego kolejnych ustępach, bo uznał, że poseł Braun uniemożliwiał prowadzenie obrad. Sprytne posunięcie, bo w zasadzie za „uniemożliwienie prowadzenia obrad” marszałek Hołownia potraktował to, że poseł Braun cokolwiek powiedział. Problem w tym, że cały artykuł dotyczy zachowania „na sali posiedzeń”, a nie poza nią. Uwagę na to zwrócił Bob Giedron (link do serii wpisów).
Z czasem na powierzchnię zacznie wypływać coś, co łatwo było dostrzec w czasie pandemii. Mianowicie chodzi tutaj o to, że jeśli coś nie pasuje do utartego światopoglądu marszałka Hołowni, to on reaguje na to nie tak, żeby to zrozumieć, ale żeby tę sprzeczność w swoim rozumowaniu wykluczyć (nie on jeden tak ma). Można to zaobserwować choćby w trakcie wywiadu z 29 listopada 2021 r., w czasie rozmowy z redaktorem Bogdanem Rymanowskim na temat obostrzeń wprowadzanych przez polski rząd po wykryciu Omikrona. Ta rozmowa ma miejsce od 11:20, trwa z 6 minut i warto wysłuchać całości (odnośnik). Poniższy krótki fragment z Twittera obejmuje tylko dwie minuty rozmowy. Poniżej zaś można znaleźć transkrypcję z tego wywiadu:
Bogdan Rymanowski: Jak Pan ocenia ograniczenia, które wprowadził dzisiaj rząd po wykryciu Omikrona?
Szymon Hołownia: Uważam, że to kpina, nie ograniczenia, to co zostało dzisiaj wprowadzone.
B.R.: Dlaczego? Ja przypomnę: zakaz lotów z siedmiu krajów Afryki, zmniejszenie limitów w kinach, w kościołach, w hotelach, w restauracjach i na weselach.
S.H.: Proszę mi pokazać, bo dzisiaj też wielu usługodawców – ale myślę też, że chyba nie tylko ich – mówiło jak to jest z tymi limitami. Z obcinaniem z 75% do 50%. Ja pamiętam, co rząd mówił, jakie obrazki pokazywał w listopadzie 2020 r. 6 listopad 2020 r. pokazywali obrazy, na których 9400 zachorowań sprawiało, że cała Polska jest strefą czerwoną. Później był moment, który nazwali alarmowym przy 19 tys., a przy 27 tys. zaczynała się narodowa kwarantanna.
B.R.: Ja też to pamiętam, ale kilka dni temu minister Niedzielski powiedział wprost: przekonaliśmy się przez te ostatnie kilkanaście miesięcy, że restrykcje nie działają.
S.H.: Jeśli minister rządu konstytucyjny odpowiadający za zdrowie mówi „restrykcje nie działają” i rozkłada ręce, to może powinien przestać być ministrem-
B.R.: A może nie działają te restrykcje, panie prezesie.
S.H.: …a rząd powinien przestać być rządem. Jak nie działają? Na całym świecie działają. Austria wprowadza pełny lockdown, o który tu nie postulujemy. My tutaj przecież postulujemy o to, żeby przedsiębiorcy, usługodawcy, w oświacie dyrektorzy placówek mogli sprawdzać paszporty covidowe. To jest aż tak strasznie trudne do zrobienia?
B.R.: Ale czy to, co się dzieje w tej chwili w Austrii, że tam większość, przepraszam, 1/3 czy nawet 40% społeczeństwa uważa się za obywateli drugiej kategorii i wychodzi na ulicę – to jest normalne? To jest powrót do normalności?
S.H.: Nie, ale my mamy jeszcze całą pulę zachowań i restrykcji…
B.R.: Na przykład?
S.H.: Na przykład to, co my postulujemy, czyli z jednej strony możliwość sprawdzania paszportów covidowych, które mówią nie tylko o szczepieniu, ale też o ozdrowieniu, bo proszę o tym pamiętać, albo o wykonanym teście. W miejscach, w których gromadzą się ludzie. Mówimy dzisiaj o tym, jak bardzo potrzebna jest akcja promocji szczepień, informacji o tym, jak są skuteczne, ale także dotarcia do tych ludzi, którzy nie mogą dotrzeć do szczepień z powodu tego, że nie mogą dojechać do punktu szczepień.
B.R.: Okej, ale skoro np. wiemy już, i to wiele autorytetów medycznych stwierdziło, że zaszczepieni, niezaszczepieni transmitują mniej więcej w ten sam sposób wirusa, to jaki ma sens paszport covidowy?
S.H.: Potężny, dlatego że on zachęca do szczepienia, dając pewne przywileje osobom zaszczepionym, jeżeli chodzi o funkcjonowanie w gospodarce, w innych miejscach. Ogranicza szansę na lockdowny, na zamykanie biznesu, na utratę pracy. Wreszcie – to naprawdę ma znaczenie czy Pan, czy ja trafimy do szpitala z ciężkimi objawami, czy też nie trafimy, albo nie daj Boże osierocimy naszych bliskich. Słyszał Pan, co powiedział Minister Zdrowia Niemiec, jakie to były twarde słowa.
B.R.: To prawda.
i czytam dane z różnych krajów europejskich, gdzie poziom zaszczepienia jest bardzo wysoki, i te kraje wciąż nie mogą wrócić do normalności. Przykład Irlandii. Tam ostatnie dane wskazują, że ci, którzy zmarli, byli wszyscy zaszczepieni.
S.H.: Wie Pan, ja wywodzę się z… Wszyscy, którzy zmarli byli zaszczepieni?
B.R.: Tak.
S.H.: Muszę zweryfikować te dane.
B.R.: To są dane z 19 listopada.
S.H.: Bo te dane, którymi ja dysponuję pokazują, że w populacji, która jest… wśród zmarłych, ci, którzy są zaszczepieni to są trzy czy cztery procent.
B.R.: Może… Chodzi o dane tygodniowe, z ostatniego tygodnia.
S.H.: Zmarły tylko osoby zaszczepione?
B.R.: Z ostatniego tygodnia przed 19 listopada.
S.H.: Wie Pan, niezależnie od tego, jak to się ułożyło w Irlandii, będę naprawdę głęboko postulował o to, żebyśmy – jeżeli możemy ograniczyć jakkolwiek ryzyko dla siebie i swoich bliskich – skorzystali ze wszystkich metod, które mogą doprowadzić do tego, że nam się nie stanie krzywda, że krzywda nie stanie się tym, z którymi żyjemy, że krzywda nie stanie się też Polsce, gospodarce i społeczeństwu.
Redaktor Rymanowski przywołuje następnie wypowiedź Adama Małysza, mistrza skoków narciarskich i ambasadora szczepień. Skarży się, że obiecywali brak testów po zaszczepieniu, ale okazało się, że i tak muszą te testy wykonywać. Hołownia powiedział, że przecież tak właśnie działa biologia, że szczepienie uchroni przed ekmo, przed respiratorem, przed ciężką chorobą, a najprawdopodobniej przed śmiercią. Mogliśmy zakończyć na czwartej fali, mówi Hołownia, ale teraz pojawił się Omikron i może będzie piąta, szósta i siódma, i może będziemy musieli szczepić się nawet co pół roku. – Przeżyjemy to, tylko musimy do tego podejść spokojnie i racjonalnie – stwierdził Hołownia.
W tym wywiadzie można dostrzec dwie rzeczy. Gdy redaktor Rymanowski zasugerował to, że Hołownia może się mylić w przyjętych założeniach, dostrzec można było tylko chwilowe zachwianie. Zamiast jednak drążyć temat, żeby dowiedzieć się w jaki sposób może się mylić, Hołownia zdecydował się wygładzić te niewygodne wyboje na drodze do pełnego zaszczepienia. Które, jak często podkreślał w różnych wypowiedziach, jest ostatnim z działań w wachlarzu zachowań zachęcających do szczepienia.
Przy okazji należy wspomnieć, że redaktor Rymanowski był w czasach pandemii chlubnym wyjątkiem. Jako jeden z niewielu dziennikarzy pracujących w mediach głównego nurtu dawał możliwość wypowiedzenia się osobom mającym odmienne poglądy na temat pandemii i szczepień, i to jeszcze w tym samym momencie. Przykładem jest rozmowa z dr. Piotrem Witczakiem i dr. Bartoszem Fiałkiem z 5 października 2021 r. (Odnośnik do rozmowy.)
Drugą rzeczą jest przelotne nawiązanie do Austrii. W owym czasie Austria ogłosiła czterotygodniowy lockdown w związku z pojawieniem się Omikrona. Grożono niezaszczepionym, że jeśli złamią obostrzenia, grozi im kara grzywny w wysokości 567 dolarów. Natomiast jeśli ktokolwiek będzie odmawiał udowodnienia statusu zaszczepienia, takiej osobie grozi grzywna 1450 euro. Wprowadzono zakaz wychodzenia z domu dla osób zaszczepionych w celach innych niż niezbędne. Narzucono bezwzględny obowiązek noszenia maseczki i przestrzegania dystansu społecznego. Ponadto wprowadzono godziny policyjne, żeby ludzie przebywali w domach między 20 wieczorem a 6 rano. (Artykuł FOX5 Atlanta z 31 października, CNBC z 17 listopada i CNBC z 19 listopada.)
I może ta decyzja byłaby godna pochwały, a przynajmniej w jakimś stopniu zrozumiała, gdyby nie pewne kuriozalne wydarzenie. Co roku w Austrii organizowany jest teleton pt. Licht ins Dunkel, i tak się akurat złożyło, że w 2021 r. ta gala odbyła się 24 listopada, czyli dwa dni po tym, jak politycy austriaccy maksymalnie przykręcili społeczeństwu śrubę w czasie tego lockdownu w reakcji na narastającą falę zakażeń. Ten ostry lockdown miał trwać 10 dni. Na nagraniu można zobaczyć, jak śmietanka społeczna stoi ramię w ramię, tańczy i klaszcze w rytm piosenki Life is Live zespołu Opus.
Dla kontrastu kilka nagrań z tego okresu ukazujących to, co działo się na ulicach Austrii (i nie tylko, bo Omikron uderzył w tym czasie w kilka innych krajów europejskich), bez komentarza: reportaż CNN, reportaż CBCNews, reportaż NBCNews.
Zamiast jednak wyciągnąć z tego wszystkiego wniosek, politycy austriaccy poszli o krok dalej. Ogłoszono pod koniec listopada projekt ustawy, na mocy której od lutego 2022 r. zostanie wprowadzony obowiązek szczepienia na koronawirusa pod karą grzywny od 4000 do nawet 8000 euro, zależnie od źródła (artykuł Euractiv). Ustawę przegłosowano 27 stycznia i zaczęła obowiązywać od 1 lutego, narzucając wszystkim dorosłym powyżej 18 roku życia obowiązek szczepienia (artykuł CBSNews), ale zaledwie po miesiącu, bo 3 marca, ten obowiązek zawieszono ze względu na zmieniającą się sytuację (artykuł Financial Times). Nie będziemy zbyt mocno zagłębiać się w ten wątek, ale Czytelnik prawdopodobnie dostrzega, co tu się dzieje.
Pandemia SARS-CoV-2 była przede wszystkim sprawdzianem z czytania między wierszami. Nie można odmówić marszałkowi konsekwencji w działaniu (zaszczepił się Pfizerem, apelował do niezaszczepionych) oraz spójności światopoglądowej w kwestii pandemii koronawirusa (gdy inni wirusa lekceważyli, on twardo zabiegał o usprawnienie systemu zdrowia). W maju 2021 r. na koronawirusa zmarła jego teściowa, o czym ze smutkiem poinformował w mediach. Tu można zrozumieć jego motywację do uchronienia społeczeństwa, bo koronawirus odebrał mu osobę bliską.
Ale czy miał rację w kwestii pandemii? Nie.
I podobnie było ze zgaszeniem świecznika. Marszałek Hołownia przyjął stanowisko powierzchownie prawidłowe, wyraźnie dając się ponieść emocjom. Zarazem jednak on, jak i większość parlamentu oraz spora część środowiska opiniotwórczego, dała po sobie poznać, co jest dla nich najważniejsze.
Obecność Chabad-Lubawicz
Incydent z gaśnicą był rzeczą pozytywną pod trzema względami. Przede wszystkim w kraju i na świecie dowiedziano się, że w budynku polskiego parlamentu, kraju o tradycji rzymskokatolickiej, palona jest świeca chanukowa, i to od 17 lat. Zaskoczenie tym faktem było niemałe. Po drugie, reakcja na ugaszenie świecy chanukowej była tak dysproporcjonalna, jakby ten świecznik był ważniejszy niż niezliczone tragedie minionych lat, czy nawet te dziejące się tego samego dnia w innej części świata. O tym wszystkim była już przed chwilą mowa.
Trzecim powodem jest popularyzacja Chabad-Lubawicz. Nie zagłębiając się w domenę zdecydowanie lepiej opisaną przez innych, nie można jednak nie zauważyć, że Chabad-Lubawicz ma zasięg międzynarodowy i niezwykle wpływowy (wielu prezydentów i ważnych osobistości zdaje się mieć z nimi zadziwiająco bliskie relacje). U przeciętnej osoby nasuwa się pytanie, do jakiego stopnia posunięta jest ta znajomość. Znów trzeba przywołać kontekst wojny między Izraelem a Gazą.
Jakby tego było mało, na przestrzeni miesiąca od incydentu z gaśnicą miały miejsce dwa istotne wydarzenia. Pierwszym z nich była częściowa publikacja dokumentacji z rozprawy Jeffreya Epsteina, okrytego niesławą miliardera, który spraszał na swoją wyspę znamienite osobistości w celu zapewnienia im uciech cielesnych z osobami nieletnimi – i gromadzenie materiałów do szantażowania. W większości były to znane od lat informacje, ale mimo to ich ponowna publikacja, mając prawdopodobnie odwrócić uwagę od różnych innych problemów, dała sporej liczbie osób szansę na bliższe zapoznanie się z tą sprawą. Przy okazji zmusiło to wielu po raz pierwszy do zastanowienia się nad relacjami na linii USA-Izrael. Dość powiedzieć, że powiązania Ghislaine Maxwell, jej ojca i superszpiega Roberta Maxwella, a także Lesa Wexnera z Epsteinem prowadzą do nieciekawych, wielowymiarowych wniosków.
Drugim wydarzeniem było odkrycie tunelu w Nowym Jorku. W styczniu 2024 r. odnaleziono tunel ciągnący się od światowej kwatery głównej Chabad-Lubawicz w Crown Heights, świętym miejscu tej sekty, do innego pobliskiego budynku. Twierdzi się, że jest to tak naprawdę sieć tuneli, choć na poparcie tego twierdzenia nie ma żadnego konkretnego dowodu. Przyczyną odkrycia tunelu najwyraźniej była informacja od jednego z mieszkańców o tym, że w nocy spod podłogi słychać było grupę ludzi mówiących językiem jidysz. Natomiast zgłoszenie do nowojorskiej policji złożyli liderzy Chabad-Lubawicz.
Nagrania z tego zdarzenia są wymowne. Na jednym z nich widać gwałtowną reakcję całej synagogi. Krzyczano, ciskano stołami, odwracano uwagę policjantów. Zza drewnianej ściany wydobyto kilka materaców, w tym jeden z podejrzaną plamą, przypominającą zaschniętą krew. Potem za murem znaleziono grupę osób.
Na nagraniu ukazującym fragment tego tunelu można znaleźć wózek dziecięcy. Poza tym sam tunel jest dość rozbudowany.
New York Post umieścił na okładce kadr z nagrania ukazującego jednego z członków synagogi wychodzącego ze studzienki, okraszając to żartobliwym tytułem „Subvey”. Memów też pojawiło się co niemiara.
Przyczyna istnienia tego tunelu również jest zastanawiająca. Na początku twierdzono, że tunel wykopano sześć miesięcy wcześniej, żeby móc dostać się do synagogi pomimo obowiązujących obostrzeń covidowych. To wyjaśnienie było jednak tak wyraźnie bezsensowne, że przerzucono winę, i na chwilę obecną jest to oficjalne wyjaśnienie, na grupę młodych Żydów. Do działania zmotywowała ich chęć zrealizowania zalecenia rabina Menachema Mendel Schneersona o rozszerzaniu synagogi. Potajemnie wykopali pomieszczenie w piwnicy synagogi, a potem – zdając sobie sprawę z ogromu zadania – wynajęli meksykańskich robotników na okres trzech tygodni. Czyniono przy tym porównanie do filmu Shawshank Redemption (artykuł DailyMail). I to wyjaśnienie brzmi dziwnie, bo protagonista filmu wykopał wąski tunel na przestrzeni 20 lat. Trudno uwierzyć, że budowa tunelu pod synagogą przebiegła tak szybko i tak długo udało się to utrzymać w ścisłej tajemnicy.
Przede wszystkim nastąpił podział w kwestii tego, czy tunel należy zbadać dokładniej. Jedni twierdzili, że całą sprawę należy wyjaśnić od deski do deski, inni natomiast uważali, że nie ma się czym przejmować, Chabad-Lubawicz to dobrzy ludzie, to nic takiego, to napędza teorie antysemickie.
Jakby nie było, nowojorska policja czym prędzej sprowadziła betoniarki, żeby tunel zalać cementem. Twierdzono, że budowa tunelu naruszała integralność znajdujących się nad nim struktur. Efektem ubocznym przywrócenia stabilności podłoża jest to, że zbadanie tunelu stało się teraz prawie że niemożliwe. Poza tym zaspawano studzienkę.
Cała sytuacja budzi ogromne zdziwienie. Materiałów na jej temat jest mnóstwo, pełnych wielu różnych kontrowersyjnych szczegółów. Podejrzenia potęgowane są przez fakt, że wobec członków Chabad-Lubawicz na przestrzeni lat padały różne zarzuty o molestowanie seksualne. Nie będą one tu przytaczane, ale w sieci można znaleźć stosowne materiały.
Dość powiedzieć, że teraz zdecydowanie więcej osób będzie przyglądać się działaniom Chabad-Lubawicz, zarówno na świecie, jak i w Polsce. W przestrzeni religijnej, jak też i tej politycznej.
Normalność i tolerancja
Na koniec jeszcze krótka dywagacja o często powtarzanych zaklęciach – normalność i tolerancja. Te piękne słowa są używane jako wytrychy, żeby zmusić ludzi do zaakceptowania czegoś, co w normalnych okolicznościach zostałoby odrzucone. To subtelna forma ostracyzmu społecznego stosowana wobec osób, które mogą głosić opinię inną niż powszechnie aprobowaną, medialnie wyprodukowaną, wedle idei – miłe promujemy, a niemiłe potępiamy. Bez znaczenia na to, jakie to może nieść za sobą skutki.
Do zastanowienia powinno zmusić pewne osobliwe zdarzenie w stanie Iowa. W grudniu 2023 r. w gmachu stanowego Kapitolu umieszczona została figura szatana, wystawiona na widok publiczny przez Świątynię Sataniczną. Michael Cassidy, były kandydat do Kongresu ze stanu Missisipi, na jej widok zareagował stanowczo i odciął figurze głowę. Za ten czyn sprawcy może grozić rok kary pozbawienia wolności i grzywna w wysokości 2560 dolarów (artykuł Des Moines Register, artykuł Vice i artykuł Daily Mail z komentarzami). To zdarzenie postrzegane jest przez wielu jako przejaw nienawiści na tle wyznaniowym, a dyskusja wokół tej figury wydaje się być dość podobna do tej, która toczy się wokół zasadności obecności świecznika na terenie budynku rządowego. (Gwoli ścisłości, nie jest to bezpośrednie porównanie między świecznikiem chanukowym a figurą szatana, tylko między dwoma przypadkami obecności symboli wyznaniowych w budynku rządowym.)
Gdzie jest granica normalności? Do jakiego stopnia pewne rzeczy mają być tolerowane? Czy raczej mamy się wszyscy zagłaskać na śmierć, żeby nikogo nie obrazić? Kto uważnie obserwuje wydarzenia na Zachodzie, ten widzi, że to rozpowiadanie o normalności i tolerancji zdaje się pętać tylko jedną stronę tej dyskusji. Przykładem tej tolerancyjnej zuchwałości są choćby pierwsze w historii Londynu obchody Ramadanu, organizowane nie tylko w miejscach publicznych, ale nawet w katedrach (artykuł BBC).
Na zakończenie artykułu wywiad Moniki Jaruzelskiej z Grzegorzem Braunem. Redaktor Jaruzelska wkrótce poniosła konsekwencje tego, że umożliwiła posłowi Braunowi wypowiedzenie się w tym budzącym kontrowersje temacie. Ot, wolne media.
===
Uwagi dodatkowe
W artykule padło sformułowanie „jakieś konsekwencje” – konieczne jest doprecyzowanie tej myśli.
Zastrzeżenie względem incydentu z gaśnicą mam tylko w zakresie umiejętności jej obsługi. Ponieważ zawleczka została wyciągnięta za wcześnie, pył z gaśnicy spowił sporą część korytarza. Osoby postronne krztusiły się. Mówiąc wprost, ta forma sprzeciwu wobec palenia świecznika mogła zaszkodzić zdrowiu uczestników tego zdarzenia. Na szczęście szkodliwość tego czynu była znikoma. Ostatecznie najbardziej poszkodowani byli sam poseł Braun i pani Gudzińska-Adamczyk, i to w stopniu powodującym tylko kilkudniowy dyskomfort.
W tym specyficznym aspekcie często przytaczane przypadki protestów są nieadekwatne. Te różne historie, np. protest Scheuring-Wielgus, są przywoływane w zakresie zakłócenia obrządków, znieważenia symbolu kultu religijnego i uszkodzenia mienia. Lecz w przypadku gaśnicy istnieje też aspekt niezamierzonego, nieukierunkowanego na konkretną osobę zagrożenia życia i zdrowia. To, że ostatecznie prokuratura stwierdziła zaistnienie krótkotrwałego, lekkiego uszczerbku na zdrowiu pani Gudzińskiej-Adamczyk w postaci rozstroju zdrowia psychicznego, i to, że ostatecznie nikomu nie stało się nic poważnego, nie zmienia faktu, że jednak rozchodzący się naokoło pył bezpieczny dla zdrowia nie był.
Należy przy tym zwrócić uwagę, w ramach okoliczności łagodzącej, że poseł Braun nie kierował dyszy na żadną osobę w trakcie marszu do świecznika. Z łatwością mógł wymachiwać nią naokoło, w przypływie emocji, ale tego nie zrobił. Trzymał ją cały czas przed sobą, potem skierował ją na poszczególne świeczki.
Podsumowując, choć sama inicjatywa ugaszenia chanukiji jest chwalebna, wypada udzielić symbolicznego pouczenia czy nagany. Nie można oficjalnie dawać pełnego przyzwolenia na „happening”, który może skończyć się czyjąś hospitalizacją, nawet jeśli zagrożenie jest marginalne. Gdzieś tę granicę należy otwarcie wyznaczyć i jej przestrzegać.
Natomiast używanie tego jako pretekstu do uchylenia immunitetu w celu dociekania odpowiedzialności karnej za nie związane z tym wydarzeniem incydenty, tudzież za przedmiotową aferę – to jest zdecydowana przesada. Zwłaszcza że palcem wytykają posła Brauna osoby, które w życiu publicznym istnieć już dawno nie powinny, np. Tomasz Trela.
Bo to, co uczynił poseł Braun miesiąc temu jest, pod względem szkodliwości społecznej, niczym w porównaniu do tego, co uczyniło wielu innych bałwochwalców szczepionkowych, a także naganiaczy wojennych i obrońców demokracji.
Co by o pośle Braunie nie powiedzieć, on na tej długiej liście grzeszników nie figuruje.
Koniec końców, 17 stycznia wyjaśniły się dwie kwestie. Krzysztof Bosak zachował fotel wicemarszałka, natomiast posłowi Braunowi uchylono immunitet w zakresie umożliwiającym procedowanie postawionych siedmiu zarzutów. Jak dalej sprawa się potoczy, to się okaże. Poniżej transmisja ze stosownego posiedzenia sejmowego, debata rozpoczyna się od 6:11:00. Szczególnie trzeba zwrócić uwagę na wypowiedź posła Pawła Kowala z Koalicji Obywatelskiej, który posła Grzegorza Brauna określił mianem „mikro-Nerona z gaśnicą” uderzającego „w polską tradycję”.